WYPRAWA Z BYDGOSZCZY DO LUBLINA 2006 ROK

Opisane przez ks. Grzegorza Kortasa, 1 - 23 Lipca 2006 roku • 1000 km





Kiedy zacząłem zastanawiać się nad spędzeniem urlopu na myśl przyszedł mi, nie po raz pierwszy zresztą, rower. Za cel miałem rekolekcje dla muzyków w Gródku n/Dunajcem. Po drodze chciałem zwiedzić m.in. Jurę Krakowsko - Częstochowską i Kraków. Taki był mój pomysł na wakacje i szybko przystąpiłem do jego realizacji. Obmyśliłem trasę (ok. 90 km dziennie) i zacząłem szukać noclegów w internecie. Tak przygotowany mogłem już wyruszać. Przejechałem wcześniej zaledwie ok. 400 km, ale chyba sobie poradzę. Oto opis mojej wyprawy.


Grzegorz Kortas



Jeżeli chcesz mieć na bieżąco podgląd na zdjęcia to wystarczy otworzyć Galerię Lublin. Zdjęcia są opisane więc łatwo je odnaleźć. Jeżeli ktoś chciałby posłuchać muzyki w czasie czytania opisów czy oglądania zdjęć to może nacisnąć w menu Inne Podkład muzyczny (piosenki religijne) lub Rockowy podkład muzyczny. Otworzy się nowe okno z kilkoma zdjęciami i muzyka zacznie odtwarzać się automatycznie. Można nacisnąć okno equelizera w prawym dolnym rogu i wybrać piosenkę lub zatrzymać odtwarzanie. W środku relacji znajdziesz interaktywną mapę Polski z zaznaczonymi ciekawymi miejscami. Powiększ ją naciskając „+" i znajdź poszukiwane miejsce albo po prostu przeglądaj mapę Polski. Życzę dobrych wrażeń.


Mapa wyprawy

Opisane przez ks. Grzegorza Kortasa 1 - 23 Lipca 2006 roku • 1000 km

Wyprawa 2006

Relacja z wyprawy

Opisane przez ks. Grzegorza Kortasa, 1 - 23 Lipca 2006 roku • 1000 km


Dzień pierwszy

Bydgoszcz - Gąsawa - Rogowo - Gniezno - Września (1.07.2006)

(t= 6.19 h śr.= 17.1 km/h dyst.= 108 km)

Kościół w GąsawieWyruszam z Bydgoszczy. Pogoda bardzo ładna. Jest zimny wiatr i mocne słońce. Jadę przez tereny dobrze mi znane. Między innymi przez Łabiszyn, Żnin, Wenecję, Gąsawę czyli Pałuki. Krainę tysiąca jezior.

Dojeżdżam do Rogowa, mojej pierwszej parafii. Rozmawiam trochę z proboszczem. Zostaję poczęstowany posiłkiem i najedzony ruszam dalej. Przez Gniezno, gdzie kończyłem seminarium, tylko przejeżdżam. Temperatura wzrosła do 35 °C. Jest bezwietrznie. Trzeba na skórę nałożyć mleczko z filtrem.

Ten dosyć długi odcinek kończę we Wrześni, w której byłem 6 lat na parafii. Zostaję przyjęty przez gospodynię panią Henię. Później pojawia się także proboszcz. Odnawiam stare znajomości dlatego zostaję tutaj jeszcze jeden dzień. Jest niedziela więc trzeba trochę odpocząć. Nocuję na plebanii.



Dzień drugi

Września - Kołaczkowo - Chocz - Janków I (3.07.2006)

(t= 3.34 h śr.= 16.3 km/h dyst.= 58.2 km)

Mój rowerWyruszam dopiero o g. 13.30 ponieważ jeszcze odwiedzałem starych znajomych. Słońce grzeje niemiłosiernie. Jest 35 °C, tak jak wczoraj. Po drodze mijam drewniany kościół w Grabowie Królewskim. Wjeżdżam na tereny dawnego zaboru rosyjskiego czyli jak tu mówią do "łańcuchów". Od niedawna w Bożenkowie stoi symboliczna granica.

W Kołaczkowie odpoczywam w parku przy pałacu Władysława Reymonta. Chocz to następna miejscowość, gdzie można coś ciekawego zobaczyć a mianowicie zabytkowy kościół i pałac teraz zarządzane przez franciszkanów. Kiedy tu przystanąłem to jakaś pani pokazywała mi drogę do noclegu agroturystycznego. Wszystko się wyjaśniło gdy przyjechali rowerzyści z Radomia.

Droga jest płaska i dlatego nie sprawia trudności. Gorzej z temperaturą. Nocleg mam u znajomych z pielgrzymki rowerowej z Wrześni do Częstochowy u państwa Nowaków w Jankowie Pierwszym. Przyjmują mnie bardzo gościnnie. Pięknie opowiadają o zjeździe rodzinnym który sami zorganizowali. Pokazują zdjęcia i drzewo genealogiczne. Tylko pozazdrościć. Można by tak długo rozmawiać ale trzeba iść spać.



Dzień trzeci

Janków I - Kalisz - Wieluń (4.07.2006)

(t= 6.30 h śr.= 16.1 km/h dyst.= 96 km)

Kalisz sanktuariumPo śniadaniu i dalszych rozmowach żegnam się i wyruszam dalej. Było bardzo miło. Pozdrawiam!!! Dojeżdżam do Kalisza - jednego z najstarszych miast w Polsce. Tutaj znajduje się też sanktuarium św. Józefa. Temperatura sięga nawet 37 °C. Gubiąc na chwilę drogę w mieście po raz pierwszy zajeżdżam do drewnianego kościoła św. Józefa. Poza Kaliszem napotkałem na duże i dzikie wysypisko śmieci. Niezbyt piękny to widok.

Dojeżdżam do Wielunia. To tutaj rozpoczęła się II wojna światowa. W tym mieście faktycznie zaczyna się Jura Krakowsko - Częstochowska. Nocleg mam przewidziany u sióstr Antoninek w Domu Generalnym. Spotykam spodziewaną pielgrzymkę rowerową z Wrześni do Częstochowy i z powrotem. Jadę sam ale ciągle nie sam. Kilka razy z nimi pielgrzymowałem. Razem modlimy się i śpiewamy. Później trwają rozmowy. Nocleg mam w bardzo dobrych warunkach.



Dzień czwarty

Wieluń - Działoszyn - Częstochowa (5.07.2006)

(t= 4.13 h śr.= 15.1 km/h dyst.= 64 km)

Jasna GóraRano wspólne modlitwy i śniadanie. Trzeba jednak ruszać. Temperatura sięga 42 °C. Ciśnienie gwałtownie spadło. Tak, że jest poza skalą na moim zegarku z tą funkcją. To objawiło się u mnie w dużym osłabieniu. Zaczęły się jednak pojawiać chmury i zbawienny cień. Mijam Działoszyn i tzw. Przeprośną Górkę czyli miejsce gdzie pielgrzymi zdążający do Częstochowy przepraszają się za wszystkie przewinienia względem siebie.

W Częstochowie spotykam siostrę Justynę, którą znam z Wrześni. To kolejne piękne spotkanie. Na Jasnej Górze widać już pielgrzymki. Nocleg mam w hospicjum dla księży. Rozmawiam z klerykami paulińskimi, którzy przyjechali tutaj do pomocy. To był dzień kryzysowy. Ledwo dojechałem. Ale jestem.







Dzień piąty

Częstochowa - Olsztyn - Złoty Potok - Żarki-Leśniów (6.07.2006)

(t= 3.32 h śr.= 13.6 km/h dyst.= 48 km)

Zamek w OlsztynieDzień zapowiada się jako upalny. Temperatura sięga dzisiaj 32 °C. Cisnienie nadal wyjątkowo niskie. Jechało mi się znacznie lepiej. Po drodze spotykam turystów konnych którzy jechali do Brucin. W Jurze są specjalne ścieżki dla takich turystów. Jako, że jest Jura Krakowsko - Częstochowska są również skałki i jaskinie wapienne. Jest w nich bardzo przyjemnie w ten upał. W jednej z takich jaskiń spotykam chłopaka z Radomska, który wspina się tak cały dzień.

Wjeżdżam w Rezerwat Zielona Góra i tam w cieniu robię sobie postój. Jadę cały czas ścieżkami leśnymi dzięki GPS-owi. Dojeżdżam do pierwszego zamku - w Olsztynie. Tam już kiedyś byłem i to rowerem. Wchodziłem wtedy od tyłu. W Janowie napotykam się na lwa tzn. na psa który wygląda jak lew. Następna ciekawa miejscowość to Złoty Potok. Zajeżdżam do parku, gdzie znajduje się dworek Zygmunta Krasińskiego. Teren jest górzysty i mimo tego, że etap nie jest długi to daje się we znaki.

Nocleg znajduje u gościnnych Paulinów w Leśniowie. Mam tam swój pokoik. Jem kolację z nowicjuszami, którzy tutaj mają swoją siedzibę. Jak sie okazało przeor klasztoru pochodził z Sadek zaś jeden z nowicjuszy z Nowej Wsi Wielkiej. To są moje tereny. W sanktuarium w Leśniowie zbiegło się w tym roku wiele okrągłych dat i dlatego biskup Ordynariusz ustanowił dla niego Leśniowski Jubileuszowy Rok Rodziny. Matka Boża z Leśniowa jest Patronką Rodzin.



Dzień Szósty

Żarki-Leśniów - Mirów - Zawiercie - Podzamcze - Olkusz - Czerna (7.07.2006)

(t= 6.14 h śr.= 12.9 km/h dyst.= 81 km)

Czerna klasztorPo śniadaniu, Mszy św. i obdarowany albumem o sanktuarium ruszam o g. 11.00. Udaję sie do zamku w Mirowie. Temperatura tylko 38 °C. Jadę przede wszystkim wyschniętymi lasami. Jest bardzo dużo piachu. Sam zamek Mirów jest bardzo ładny chociaż są to ruiny. Przeszedł on, podobnie jak zamek w Bobolicach, w prywatne ręce. Dla wyjaśnienia, zamki tutejsze były zbudowane przez Kazimierza Wielkiego jako system obronny (z jednego widać następny) i zostały zniszczone w czasie Potopu Szwedzkiego.

Po raz pierwszy w czasie tego wyjazdu musiałem schodzić z roweru ze względu na górki. Było tak kilka razy. Przejeżdżam przez Włododowice i Zawiercie. W Podzamczu jest piękna kaplica Matki Bożej Skałkowej. Znajduje się też zamek. Próbowałem dojechać do zamku w Morsku, ale mi się nie udało ze względu na zbyt dużą stromiznę. Nadrobiłem przez to trochę kilometrów. Duże wzniesienie trzeba pokonać by dojść do punktu widokowego na Pustynię Błędowską. To jest nasza Polska pustynia, chociaż już częściowo zarośnięta. Właściwa pustynia jest trochę oddalona od tego punktu na Czubatce. Znajduję się ona na poligonie wojskowym. Ćwiczą tam wojska powietrzno - desantowe. Docieram do Olkusza. Zwiedzam trochę miasto: rynek, kościół i basztę.

Największa stromizna czekała mnie na sam koniec przed dojściem do klasztoru w Czernej. Podchodziłem przeszło pół godziny. Tutaj jednak mam zapewniony nocleg i jestem oczekiwany przez brata Macieja pochodzącego z parafii w Bydgoszczy. Na miejsce docieram o g. 20.30. Udaję się do mojej celi. Później jem kolację. Robię krótki obchód klasztoru prowadzony przez brata Macieja. Jest tu tak pięknie, że postanawiam zostać dzień dłużej. Nie ma z tym przeszkód.

Następny dzień spędzam wspólnie z bratem Maciejem. Jest tutaj naprawdę pięknie. To klasztor Karmelitów Bosych. Oprócz tego w Czernej znajduje się kilka innych domów modlitwy. Słyszę historię brata zakonnego, który jest po prostu zżerany przez chorobę. Nic już nie widzi. Od pół roku nie śpi bo inaczej wpadł by w śpiączkę. Ma 24 lata. Niezwykła siła woli życia. Dziękuję ci Czerna i Karmelu. Dziękuję ci bracie Macieju.




Wyświetl większą mapę

Dzień siódmy

Czerna - Krzeszowice - Rudna - Kraków (9.07.2006)

(t= 4.40 śr.= 12.8 km/h dyst.= 60 km)

Zamek TenczynPo odprawienu Mszy św. i śniadaniu wyruszam dalej. Otrzymuję folder o klasztorze i obrazki którymi będę się mógł podzielić. Dzisiaj padły dwa rekordy. Pierwszy to mojej prędkości maksymalnej (52.1 km/h) i drugi najwyższej temperatury w czasie tej wyprawy (44 °C). Jadę przez Krzeszowice. Miasteczko z klimatem, ale zaniedbane. Później dojeżdżam do niezwykłego zamku Tęczyn w Rudnie. Co prawda są to ruiny, ale mówią o nim drugi Wawel.

Rower zostawiam na dole obok rożna, a sam wspinam się bardzo stromą ścieżką (ok. 1 km) na wzgórze zamkowe. Warto jednak podjąć ten wysiłek. Wielkość tych ruin jest niezwykła. Ścieżką rowerową, która biegnie w dół, udaję się w stronę Krakowa. Mijam lotnisko Balice, gdzie widzę startujące samoloty. W oddali można dostrzec wieże klasztoru Kamedułów na Bielanach.

Przez Las Wolski docieram do kopca Piłsudzkiego w porównaniu do kopca Kościuszki jest on wyższy i za darmo. Można tam wejść na sam szczyt z rowerem. Następnie udałem się do klasztoru Kamedułów. Normalnie kobiety nie mogą tutaj wchodzić, ale dzisiaj jest taki jeden z kilku dni w roku kiedy klasztor jest otwarty dla wszystkich. Stąd spory tłum. Przy bramie siedzi brat zakonny i pilnuje wchodzących. Rowerzysta który robił mi zdjęcie, a miał spodenki kolarskie, nie został wpuszczony. Ja mam bardziej przyzwoity strój i dlatego nie miałem z tym problemu.

Czuć tu atmosferę modlitwy. Jest świetna woda do picia. Odmawiam brewiarz i w drogę. Docieram do Kopca Kościuszki. Ten jednak jest płatny i dlatego zostaję na dole. Nie wiedziałem też co zrobić z rowerem. Przede mną bardzo ładny kościół św. Józefa a także kościół św. Benedykta . Widzę również austriacki fort św. Benedykta. W supermarkecie kupuję pamięć do aparatu cyfrowego i udaję się na ul. Rakowicką do klasztoru Karmelitów Bosych. Tutaj mam nocleg. Zostaję w Krakowie jeszcze dwa dni. Pierwszego temperatura sięgała 38 °C.

O g. 8.55 wyjeżdżam pociągiem papieskim do Łagiewnik i Kalwarii Zebrzydowskiej. Obchodzę w całości dróżki Matki Bożej i Pana Jezusa. To tutaj często przyjeżdżał kardynał Karol Wojtyła. Odwiedzam seminarium duchowne. Jestem przy pustelni i na wystawie mebli. Ponieważ temperatura się nie zmienia, wybieram dosyć oryginalny szlak zwiedzania Krakowa a mianowicie szlak cienia. Gdzie cień tam i ja. Byłem m.in. na Wawelu, na Franciszkańskiej 3 (okno papieskie), u ojców Bernardynów, w kościele Na Skałce, w dzielnicy żydowskiej Kazimierz.



Dzień ósmy

Kraków - Staniątki - Niepołomice - Bochnia (12.07.2006)

(t= 3.35 h śr.= 15 km/h dyst.= 54 km)

Kraków Nowa HutaDwa dni przeznaczam na zwiedzanie Krakowa i okolic. Jadę pociągiem papieskim do Łagiewnik i Kalwarii Zebrzydowskiej. Trzeci dzień zaczynam od zwiedzania cmentarza na ul. Rakowickiej. Jest to bardzo ważne miejsce dla historii Polski. Po pożegnaniu się z zakonnikami udaję się do sklepu rowerowego. Pękła mi nóżka od ciężaru bagażu. Kupuję przystosowaną do hamulca tarczowego. Aleją Jana Pawła II jadę w stronę Nowej Huty. Tutaj spotykam rowerzystę, który mówi o swoich planach wyprawy po parkach narodowych. Nie ma chętnych dlatego chce jechać sam. Codziennie dojeżdża do pracy 18 km w jedną stronę tzn., że przez dwa tygodnie robi więcej kilometrów niż ja przez pół roku.

Temperatura nadal utrzymuje się bardzo wysoka. W sklepie rowerowym dostałem mapkę tras rowerowych Krakowa, także tych planowanych. Kraków ma największą ilość rowerów i największą długość tras rowerowych. Trochę mogłem tego popróbować. Udaję się do opactwa cystersów w Mogile. Tutaj przebywa mój kolega z roku teraz o. Wincenty. Niestety akurat jest na urlopie w ..... Bydgoszczy !? Przyjął mnie jednak przeor i poczęstował obiadem. Mogłem również pochodzić sobie po klasztorze i ogrodzie.

Opuszczam już teren Krakowa. Dojeżdżam do miejscowości Staniątki. Tutaj znajduje się kościół i klasztor sióstr Benedyktynek. Oprowadzała mnie siostra przełożona z dużym poczuciem humoru. Ciekawie opowiadała i zadawała zagadki np. co to jest? nie zrodzone a ochrzczone, niewinne a powieszone? To jest dzwon. Według tradycji na tym miejscu miał się zatrzymać św. Wojciech. w czasie wyprawy na misje do Prus. Zrobiła staniatkę czyli odpoczynek. Stąd później nieco zmienione Staniątka. To drugi obok św. Benedykta patron kościoła.

Docieram do Niepołomic. Chciałem zwiedzić zamek, ale właściciel nie pozwala wprowadzać rowerów. W końcu jednak na chwilę udaje mi się wejść. Podróżuję teraz Puszczą Niepołomicką. Jest tutaj bardzo przyjemna ścieżka rowerowa. I oto jestem u celu, w Bochni. Nocleg mam w Domu Pielgrzyma parafii pw. św. Mikołaja. Trochę pochodziłem po mieście i poszedłem spać.



Dzień dziewiąty

Bochnia - Nowy Wiśnicz - Lipnica Murowana - Gródek n/Dunajcem (13.07.2006)

(t= 3.26 h śr.= 13.9 km/h dyst.= 48 km)

Bochnia kopalnia soli Rano odprawiam Mszę św. w sanktuarium Matki Bożej Bocheńskiej. Na śniadanie zostaję zaproszony na plebanię. Zwiedzam kopalnię soli. To druga po Wieliczce kopalnia którą zwiedzam. Zajmuje mi to 3 h. Trudno więc mówić o szybkim wyjeździe, ale szkoda stracić taką okazję. Następna miejscowość w której się zatrzymuję to Nowy Wiśnicz. Tutaj znajduje się zamek. Został bez obrony poddany Szwedom przez Lubomirskich a ci go ograbili i zniszczyli. Przyjeżdżam o g. 15.35, a zamek jest otwarty do g. 16.00.

Dostaję ulgowy bilet i wraz z 3 osobami z Wrocławia dołączyliśmy do pozostałych zwiedzających. Rower zostawiłem w recepcji i nie było z tym żadnego problemu. Wielkie było zdziwienie, kiedy turyści dowiedzieli się, że przyjechałem tutaj z Bydgoszczy na rowerze. Z kolei docieram do Lipnicy Murowej. Zostaję ugoszczony przez proboszcza, który opowiada trochę o tym miejscu. To jest miejscowość trzech świętych (św. Szymona z Lipnicy, Urszuli Ledóchowskiej i Anny Marii Ledóchowskiej). Tutaj znajduje się też kilka kościołów. Najcenniejszy z nich, kościół św. Leonarda, jest wpisany na listę UNESCO.

W Czchowie przeprawiam się promem przez Dunajec. Teren robi się coraz bardziej górzysty. Dzisiaj dużo zwiedzam i dlatego czas szybko ucieka. Po przeprawie pojawiają się górki które naprawdę trudno nawet przejść. Kilka kilometrów idę po kamienistej drodze, pod górkę gdzie wiał bardzo silny wiatr. Szedłem tak 45 minut. W nagrodę za to były piękne krajobrazy na jezioro Rożnowskie i tamę. Objechałem spora część jeziora Rożnowskiego. To jest teren typowo turystyczny.

Nadal utrzymuje się wysoka temperatura. Jak na razie deszcz mogę liczyć dosłownie w kroplach. No i po ostatnim podejściu docieram do Gródka nad Dunajcem. Tutaj odbędę 5 dniowe rekolekcje - Strefa Chwały . Przedstawiam kilka zdjęć z tego spotkania i z pięknego ośrodka rekolekcyjnego diecezji tarnowskiej.



Dzień dziesiąty

Gródek n/Dunajcem - Jamna - Jastrzębia - Ciężkowice - Tuchów - Tarnów (18.07.2006)

(t= 4.50 h śr.= 15.6 km/h dyst.= 76 km)

Kamienica w TarnowieRekolekcje dla muzyków to był dla mnie piękny i potrzebny czas. W tym czasie padał deszcz, ale ja nie jechałem. Zostało mi to oszczędzone. Uparłem się żeby pojechać na Jamną. To jest ośrodek rekolekcyjny nad którym patronat ma ojciec Góra znany ze spotkań lednickich. Pojechałem trochę naokoło ponieważ w międzyczasie zastanawiałem się czy tam w ogóle jechać. Kiedy tam wjechałem spotkałem kleryka z Rogowa, który akurat miał tygodniową praktykę. Cóż za zbieg okoliczności. Nie widziałem go kilka ładnych lat. Tam zostałem poczęstowany obiadem. Porobiłem trochę zdjęć i w upale ruszyłem dalej. Korzystałem za to ze źródeł górskich.

Przejeżdżam przez miejscowość Jastrzębia z zabytkowym kościołem drewnianym. Dotarłem do Skamieniałego Miasta koło Ciężkowic ale tylko z zewnątrz. Są to różne formy skalne. Sam zobaczyłem skałę - Grunwald. Postanowiłem sobie, że jeszcze muszę tutaj wrócić. W Tuchowie zajechałem do sanktuarium maryjnego. Byłem tu pierwszy raz. Prowadzone jest ono przez ojców Redemptorystów. Kościół był zapełniony młodzieżą, która miała jakieś spotkanie rekolekcyjne. Skorzystałem z toalety i pojechałem dalej. Tutaj kończą się góry. Później to już są tylko wzniesienia.

Do Tarnowa jest prawie cały czas z górki dlatego mogłem w miarę szybko pojechać. Nocleg mam zapewniony w seminarium. Ks. Rektor co prawda o mnie zapomniał, ale później wszystkiego osobiście dopilnowywał. Po mieście oprowadzał mnie jeden z kleryków. Wcześniej na 1 piętro wniósł w całości i bagaż i rower. Ja nie byłbym w stanie. Zawsze robiłem to oddzielnie. Byłem pełen podziwu. W Tarnowie najładniejsze i najbardziej zadbane są obiekty kościelne.



Dzień jedenasty

Tarnów - Radomyśl Wielki - Mielec - Padwia - Tarnobrzeg - Baranów Lubelski - Sandomierz (19.07.2006)

(t= 6.24 h śr.= 16 km/h dyst.= 103 km)

Trasa podziemna w SandomierzuRano wspólnie z Rektorem odprawiłem Mszę św. Później wspólne śniadanie i spotkanie przy kawie z moderatorami. Kiedy posłuchali mojej opowieści o wyprawie to pomyśleli, że sami mogli by objechać Polskę na motorze jadąc od seminarium do seminarium. Życzyłem im powodzenia. Rektor sam zadzwonił do seminarium w Sandomierzu, aby przygotowali mi tam nocleg.

Podziękowałem za wspaniałą gościnę i ruszyłem dalej. Dzisiaj mam jeden z najdłuższych odcinków. Mijam Radomyśl Wielki gdzie znajduje się pomnik poświęcony lotnikom. Mielec wita mnie postumentem z samolotem. Na południowy odpoczynek zajechałem do parku przy pałacu. Rozłożyłem się na ławce i trochę pospałem. W Padwi zobaczyłem pomniki poświęcone znanym osobom związanym z miejscowością - Ignacemu Łukaszewiczowi i Ludwice z Użarów Krysiakowej. Pierwszy raz pojawia się wiatr. Droga na szczęście jest płaska. Całymi kilometrami trwają roboty drogowe. Temperatura sięga 36 °C.

Po drodze czeka mnie niespodzianka w postaci zamku w Baranowie Lubelskim. Słyszałem o nim od mężczyzny którego pytałem się o drogę. Bilet na wejście do parku kosztuje 1 zł. Za zwiedzanie zamku trzeba dopłacić. Nie mam za bardzo czasu więc oglądam tylko park. Warto tutaj zajechać na trochę dłużej. Przez jezioro które mijam widzę kopalnię siarki. Prowadzi ona rewitalizację jeziora. Przez sam Tarnobrzeg tylko przejeżdżam.

W końcu docieram do Sandomierza. Nocleg mam zapewniony w seminarium. Jem kolację i biorę prysznic. Postanowiłem zostać cały dzień w Sandomierzu w mieście by móc spokojnie pozwiedzać. Sandomierzem jestem oczarowany. Turystów jest bardzo mało. Pływam stateczkiem po Wiśle. Odwiedzam Wąwóz św. Jadwigi, kościół dominikanów, muzeum Długosza, przepiękną katedrę, seminarium, trasę podziemną. Temperatura utrzymuje się na poziomie 36 °C. Sandomierz polecam każdemu.



Dzień dwunasty

Sandomierz - Wrzawy - Zaklików - Janów Lubelski (21.07.2006)

(t= 4.06 h śr.= 14.2 km/h dyst.= 59 km)

Wrzawy przeprawa promowaRobię z mostu ostatnie zdjęcie panoramy Sandomierza i ruszam w drogę. Etap jest płaski. Raczej wypoczynkowy. Przeprawiam się promem przez Wisłę we Wrzawach. Na polach jest dużo fasoli zwanej "piękny Jaś". Z niej robi fasolkę bo bretońsku. Skręcam w stronę kościoła w Zaklikowie, który jest cały obłożony tablicami nagrobnymi. Niedaleko znajduje się plaża nad jeziorem. Obmyłem sobie tylko nogi i jadę dalej.

Z kolei dojeżdżam do Janowa Lubelskiego. To jest jedyne miejsce gdzie nie mam wcześniej zarezerwowanego noclegu. Dotychczas robiłem tak, że w internecie wyszukałem adresy i wziąłem je ze sobą. Później dzień przed przyjazdem dzwoniłem by spytać się o nocleg. Tutaj nikt nie odbierał. Okazało się, że proboszcz wyjechał na urlop. Stoję więc pod kościołem i czekam na koniec Mszy św. To jest wypróbowany sposób z poprzednich wypraw gdzie nie miałem zarezerwowanych żadnych noclegów. Zaczepiam przechodzącego księdza wikariusza i po chwili wahania mam już nocleg.

W Janowie Lubelskim znajduje się sanktuarium maryjne i właśnie przy nim jestem rozlokowany. Otrzymuję kolację i umawiam się z wikariuszami na wieczorne wyjście na Drugą edycję Festiwalu Artystów Filmu i Telewizji FART 2006. Dzisiaj będzie puszczany polski film „Jasminus". Wcześniej występował kabaret „Pod Wydrwigroszem". Wieczór był bardzo miły. Temperatura sięgała 31 °C. W dzień było znacznie cieplej.



Dzień trzynasty

Janów Lubelski - Kraśnik - Lublin (22.07.2006)

(t= 4.58 h śr.= 15.02 km/h dyst.= 76 km)

Janów Lubelski sanktuariumW nocy przeszła potężna burza i ulewa. Nad ranem się uspokoiło. Odprawiłem Mszę św. i zjadłem bardzo dobre śniadanie. Dziękuję za piękną gościnę u ruszam w drogę. Trasa prawie bez historii. Nadal panuje upał. Droga jest pofałdowana. Po drodze nie znajduję żadnych ciekawych miejsc. W Kraśniku z gorąca robi mi się na chwilę niedobrze. Kiedy proszę miejscowego mężczyznę o trochę wody dostaję 2 litrową butelkę. Dziękuję!!.

Za tym miastem miałem mały wypadek. Kobieta wyjeżdżając z drogi podporządkowanej w ogóle mnie nie zauważyła i zostałem lekko uderzony. To była część orszaku weselnego. Wyglądała na wstawioną. Mi i rowerowi nic się nie stało. Jej odpadła tablica rejestracyjna. I to by było na tyle z tego dnia. Na nocleg w Lublinie dojechałem do sióstr Franciszkanek Misjonarek Maryi. Znałem je ponieważ wcześniej głosiłem tu rekolekcje dla dziewczyn.



Dzień czternasty

Zwiedzanie Lublina (23.07.2006)

(t= 2.24 h śr.= 11.4 km/h dyst.= 28 km)

Zamek LubelskiRano odprawiam Mszę św., jem śniadanie i ruszam na pociąg. Ponieważ jest o g. 16.20 bezpośrednio do Bydgoszczy, mam trochę czasu. Postanawiam zwiedzić trochę Lublin. Najpierw KUL, później Starówka, Majdanek i kawałek ścieżki rowerowej wzdłuż Bystrzycy. Pociąg zajeżdża punktualnie. Bardzo zadowolony z wyprawy wsiadam do przedziału, rowerów zostawiając na korytarzu.

Podsumowania

Opisane przez ks. Grzegorza Kortasa 1 - 23 Lipca 2006 roku • 1000 km

Podsumowania

Noclegi

  • Na plebani x2
  • U sióstr x2
  • U zakonników x4
  • W seminarium x2
  • W domu pielgrzyma x1
  • W domu prywatnym x1

Jazda

  • Dni jazdy - 13
  • Dni bez jazdy - 10
  • Czas wyprawy - 1 - 23 lipiec 2006 rok
  • Wypadki - 1
  • Przejechanych kilometrów - 1000 km


ks. Grzegorz Kortas






statystyka

Ryba Maj 2008 © ks. Grzegorz Kortas