Paneuropa Radweg Paryż - Praga - Poznań 2011 ROK

Opisane przez ks. Grzegorza Kortasa, od 1 do 27 lipca 2011 roku • 2245 km



W czasie tej wyprawy przemierzyłem szlak Paneuropa Radweg z Paryża do Pragi utworzony w 2008 roku. Była to jednocześnie pierwsza część pielgrzymki do Lourdes, Santiago de Compostela i Fatimy. W ramach przygotowań przejechałem ponad 1500 km. Poniżej przedstawiam opis mojej wyprawy.

Życzę dobrych wrażeń.



Wieża Eiffla

Mapa wyprawy

Opisane przez ks. Grzegorza Kortasa, od 1 do 27 lipca 2011 roku • 2245 km

Mapa Paneuropa-Radweg. Paryż - Praga - Poznań 2011

Relacja z wyprawy

Opisane przez ks. Grzegorza Kortasa,od 1 do 27 lipca 2011 roku • 2245 km


Dzień pierwszy

Bydgoszcz - Poznań - Paryż (1.07.2011)

(dyst.= 24 km)

Wieża EiffelaRano wyjeżdżam samochodem z Bydgoszczy do Poznania. Startuję samolotem z Ławicy o g. 11.40. W Paryżu ląduję o g. 13.10. Później autobusem na dworzec Porte Maillot za 15 €. Lotnisko znajduje się 80 km od Paryża. Składam rower i udaję się na kemping w Lasku Bulońskim. O g. 18.30 rozbijam namiot i jadę do centrum. Udaję mi się dotrzeć na plac Trocadero z pięknym widokiem na wieżę Eiffela. Jest tutaj mnóstwo ludzi. Wracam kiedy jest już ciemno. Kemping kosztuje 18 €.





Plan Paryża

Dzień drugi i trzeci

Zwiedzanie Paryża (2 - 3.07.2011)

(dyst.= 51 km i 39 km)

LuwrPierwszego dnia temperatura w słońcu sięga 30 °C. Za to w cieniu jest bardzo zimno, aż musiałem ubierać kurtkę. Kemping jest bardzo dobry. Jest ciepła woda, są prysznice. Jest cały czas cień. Nie ma komarów i jest sucho. Ziemia jest za to twarda i trudno wbić śledzie. Dobrym pomysłem jest za brać ze sobą młotem taki gumowany. Na terenie kempingu znajduje się sklep spożywczy i bar. Niestety obok przebiega dosyć ruchliwa i przez to hałaśliwa trasa. Do wieży Eiffela mam ok. 8 km. Po Paryżu świetnie się jeździ rowerem.

Jest dużo ścieżek rowerowych i kierowcy uważają na rowerzystów. Jest nawet na światłach specjalny pas przed samochodami, które mogą zająć rowerzyści by później móc łatwiej wybrać kierunek jazdy. Można też w wielu miejscach jeździć pod prąd albo po pasie dla autobusów. Po parkach nie można jeździć rowerem, można za to z nim iść. Paryżanie się do tego stosują. Nie można za to np. nawet wejść z rowerem na teren Musée de l'Armée. Tak samo na Cmentarz Montmartre. Dzięki uprzejmości strażnika zostawiłem go zapięty przy bramie wjazdowej.

Notre DameFrancuzi w najróżniejszy sposób spędzają czas. Była dzielnica gdzie grali w kule, inni biegali. Jest mnóstwo rowerzystów. Są i organizowane pikniki rodzinne i dla większej ilości osób. W następnym dniu zrobiło się bardzo gorąco. W niedziele niektóre ulice są wyłączone z ruchu i zajmują je piesi. Są ich całe tłumy. Tak było na przykład w dzielnicy Le Marais. Trudno wtedy poruszać się z rowerem. Wieczorem bardzo rozbolała mnie głowa, ale to chyba z powodu wrażeń i zmiany klimatu. Rano już mi przeszło. Może jeszcze kilka słów o wypożyczaniu rowerów w Paryżu.

W połowie lipca 2007 uruchomiono samoobsługowe wypożyczalnie rowerów Velib czynne 24h/dobę, czynne 7 dni w tygodniu. System jest prosty i łatwy w użyciu. Jeżeli zdecydujesz się na zwiedzanie Paryża rowerem, udaj się do jednaj ze stacji Velib, wypożycz rower i w drogę. Można wypożyczyć rower na pół godziny, ale i wnieść opłatę na cały rok. Wystarczy przyłożyć prostą kartę debetową.

Paneuropa Radweg Paryż Przepustka krótko lub długoterminowa jest osiągalna w momencie wniesienia opłaty wynoszącej, 1 Euro za 1 dzień, 5 Euro za cały tydzień, lub 29 Euro za cały rok. Jednak każda podróż rowerem może trwać nie dłużej niż 30 minut, by być wliczona do powyższego cennika. W momencie gdy trwa dłużej konieczne jest wniesienie dodatkowych opłat (pierwsze pół godziny jest darmowe, następne pół godziny to kolejne Euro, następnie 2 Euro za kolejne pół godziny i 4 Euro za każde kolejne pół godziny). Przepustka upoważnia do nieograniczonej liczby podróży w ramach taryfy, ale pod warunkiem ich trwania krócej niż 30 minut.

Wypożyczony rower można pozostawić na dowolnej stacji a dostępnych jest 10 600 rowerów. Stacje rozlokowane są co ok. 300m. Do 15 lipca uruchomiono 750 stacji a pod koniec roku planowanych jest 1 450 stacji. W Paryżu jest 371 km dostępnych dla rowerów ścieżek. Na wielkich bulwarach rowerzyści korzystają z pasa wydzielonego dla autobusów. A w niedzielę nabrzeża Sekwany zamykane są dla samochodów i udostępniane pieszym, rolkarzom i rowerzystom. Informacja za: http://www.paryz.pl/index.php.



Dzień czwarty

Paryż - Claye-Souilly - Meaux - Mary-sur-Marne (4.07.2011)

(t= 7 h śr.= 13,8 km/h dyst.= 107 km)

Nad kanałem Marny Paneuropa RadwegPonieważ nie znajduję żadnych znaków szlaku więc kieruję się na północny wschód na Meaux. Jadę ulicą Rue la Fayette dalej Avenue Jean-Jaurès. Po drodze wjeżdżam do miasta przyszłości, które teraz było puste i pozamykane, nie tak jak w sobotę kiedy byłem tu poprzedni. Tutaj jem śniadanie w postaci batonów zabranych jeszcze z Polski. Później już tylko jazda wśród dużego ruchu samochodu. Wszystko było dobrze dopóki droga nie przerodziła się w autostradę w miejscowości Vaujours.

Po konsultacji z miejscowym skręcam na Coutry. Po drodze kilkakrotnie musiałem pytać się o drogę. Moje mapy były za mało dokładne. W końcu jeden chłopak nakierował mnie na szlak wzdłuż kanału i o to chodziło. Tam właśnie miał przebiegać szlak. Nad kanał dojeżdżam w miejscowości Claye - Souilly po przejechaniu 52 km a wg rozpiski powinienem przejechać 30 km. Przez cały dzień nie widziałem żadnego znaku szlaku. Trudno jednak się teraz było zgubić, kiedy jechałem cały czas wzdłuż kanału. Taka jazda działała uspokajająco - usypiająco. Co jakiś czas trzeba podjechać na przejazdach przez drogę gdzie jest wiadukt. Droga jest szutrowa. Miejscami kamienista.

Claye-SouillyW Meaux z daleka podziwiam Cathédrale St Etienne. Nie ma niestety żadnych znaków informujących o tym co ciekawego jest w danej miejscowości. Jadę w kierunku odwrotnym do nurtu wody w kanale. Kanału mimo, że ten sam to jednak zmienia się jego linia brzegowa. Wiele fragmentów jest zupełnie ocienionych. Przejechane pierwsze 100 km uczciłem batonem z Polski. Ponieważ nie było żadnych informacji o kempingu, a trochę kilometrów już przejechałem, więc skręciłem w bok i na trawce rozbiłem namiot o g. 20.20. Śpię koło miejscowości Mary-sur-Marne.

W następnym roku miałem okazję być w Paryżu, jechałem z Barcelony do Paryża, i postanowiłem przejechać jeszcze raz odcinek Paryż - Claye-Souilly, ale teraz juz wzdłuż kanału. Wyruszam spod wieży Eiffela. Jadę lewym brzegiem Sekwany. Za mostem Pont de Sully, kiedy pojawia się zakaz jazdy dla rowerów, skręcam w lewo nad Canal Saint Martin (kanał św. Marcina), który właśnie tutaj się zaczyna. Został wykopany w celu połączenia kanału l'Ourcq z Sekwaną.

Kanał po niedługim czasie schodzi do podziemia. Na górze jest pas zieleni. Cały czas jadę ścieżką rowerową. Przejeżdżam koło miasta przyszłości w dzielnicy La Vilette. W zeszłym roku męczyłem się, by znaleźć właściwą drogę. Kiedy jadę wzdłuż kanału wszystko jest bardzo proste. Nad kanałem jest spory ruch rowerzystów. Szlak prowadzi m.in. przez park w Vaujours. Zamykają go o g. 19.45, ale jest alternatywna droga wzdłuż samego kanału. Pierwszy znak szlaku zobaczyłem po 20 km. Szkoda, że rok temu tędy nie jechałem. Za to mogę to uczynić teraz. Trasę od Claye-Souilly opisuję powyżej.




Mapa Francji

Dzień piąty

Mary-sur-Marne - Château-Thierry - Villers-Cotterêts - Lizy-sur-Ourcq - Dormans (5.07.2011)

(t= 7,07 h śr.= 12,7 km/h dyst.= 91 km)

W Szampanii Paneuropa RadwegPobudkę robie sobie o g. 5.45. Składam zupełnie mokry namiot. Spałem przecież nad samym kanałem. Kieruję się na La Ferté. Droga robi się jednak zbyt kamienista i postanawiam jechać asfaltem. To okazało się zbawienne. Mianowicie, wyszło na to, że pomyliłem drogę i kilkanaście kilometrów, już od wczoraj, pojechałem nie tam gdzie trzeba. Dostrzegłem to w miejscowości Varinfroy. Był tam jakiś fragment prywatnego terenu przy kanale i na tym odcinku była odnoga na północ którą pojechałem. Skierowałem się na Villers-Cotterêts, a później na Lizy-sur-Ourcq. Nadrabiam około 20 km.

Żeby skrócić drogę dalej jadę asfaltem. No i pojawiły się one - góry. Teraz już wiedziałem dlaczego moja mapa jest tak zaczerniona w tym miejscu. Góry miały po kilka kilometrów. Nachylenie nawet 12 %. Na początku jeszcze podjeżdżałem. Później brałem górę na kilka razy. Nogi wysiadały a wszystko w temperaturze ok. 40 °C. W miejscowości Montreuil-aux-Lions idę na cmentarz żołnierzy angielskich poległych w czasie I wojny światowej. Nie jedyny to cmentarz w tym rejonie. Jest bardzo zadbany. Zmęczony dojechałem do Château-Thierry. Tutaj zjadłem obiad i kupiłem sobie colę. Uzupełniłem też braki wody w bidonie. W takim upale można wypić nawet 7 litrów wody. Wczoraj wypiłem 7,5 litra. Dzisiaj będzie podobnie.

Kościół Saint-Crépin w Château-ThierryZasięgnąłem języka i przejechałem na drugą stronę rzeki Marny. Teraz jechałem już wzdłuż rzeki. Droga była trawiasta. Momentami tylko wąska ścieżka na jedną osobę. Po ok. 10 km droga się skończyła. Musiałem się cofnąć i wjechałem na asfalt. Nim już dojechałem do Dormans. Jechałem krócej o 7 km niż w rozpisce. Tutaj znalazłem nocleg na kempingu. Były znaki informujące o tym jak tam dojechać. Mili sąsiedzi Francuzi użyczyli mi młotek do wbijania śledzi, bo ziemia była twarda. Później zaprosili mnie na poczęstunek. Trochę sobie porozmawialiśmy po angielsku. Ja mam słabą znajomość tego języka Francuzi zresztą też. Podziękowałem za smaczne kiełbaski z grilla i poszedłem spać.



Dzień Szósty

Dormans - Épernay - Fagnières - Châlons-en-Champagne - Vitry-le-François (6.07.2011)

(t= 6,20 h śr.= 14,6 km/h dyst.= 93 km)

Okolice Mardeuil Paneuropa RadwegKiedy przyjechałem recepcja kempingu była już zamknięta. Kiedy wyjeżdżałem (g. 6.35) jeszcze nie była otwarta nie miałem więc okazji do zapłacenia. Rano temperatura była ok. 20 °C. Słońce jest za chmurami. Po przejechaniu ok. 10 km w piekarni w Troissy kupiłem sobie sandwicze prosto z pieca obłożone przy mnie bekonem i masłem. Pychota. I do tego pełne uczucie nasycenia. Jadę dalej drogą krajową. Większy ruch zaczyna się dopiero o g. 8.00. Mijam zamek niedaleko Boursault zbudowany w latach 1842 i 1848.

Jest płasko. Dopiero przed samym Épernay jest spora górka. W Mardeuil rozmawiam o wyprawie z Francuzem przed którego domem się zatrzymałem na chwilę odpoczynku. Był pełen podziwu i życzył mi powodzenia. W Épernay podziwiam odbudowany renesansowy kościół Notre Dame. Po krótkim zwiedzaniu jadę dalej drogą krajową. Ruch jest teraz większy.

Wszędzie widzę zaproszenia na degustację szampana przypominające o tym, że jestem w Champagne, jednak się na to nie decyduję. Może innym razem? Jadę przez Fagnières. Dalej już mijam uśpione wioski. W Châlons-en-Champagne można zobaczyć kościół Sainte Sulpice z XII w. przebudowany w XVI w. Chciałem zwrócić uwagę na to, że w mniejszych miejscowościach nie ma w ogóle sklepów. Tak może być przez wiele kilometrów. Może być nawet poczta, a sklepu nie będzie. Warto o tym pomyśleć robiąc zapasy. W południe mam już przejechane 50 km. Idzie wyjątkowo dobrze.

Kościół w ÉpernayCały czas skracam drogę w porównaniu do rozpiski. Do Vitry powinienem przejechać 130 km, a przejechałem 92 km. To dobrze, bo wcześniej trochę ich nadrobiłem. W Vitry-le-François jestem o g. 18.00. Wyjątkowo wcześnie. Informacje o kempingu są zaraz przy główne drodze i wjeździe do miasta. Kemping jest miejski 2 gwiazdkowy. Cena 4,60 €. Ziemia na kempingu jest jak beton. Jest ciepła woda. Nie ma papieru toaletowego. Lepiej jednak mieć go ze sobą. Po g. 20.00 zaczęło padać. Przestało po 20 min. Obchodzę więc miasto i wracam na dosyć pusty kemping.



Dzień siódmy

Vitry-le-François - Revigny-sur-Ornain - Bar-le-Duc - Ligny-en-Barrois - Naix-aux-Forges - Void-Vacon (7.07.2011)

(t= 6,34 śr.= 15 km/h dyst.= 99 km)

Śluza Paneuropa RadwegW nocy padało. Rano jak zwykle było dosyć zimno (15 °C). Niebo jest zachmurzone. Wśród sporego ruchu samochodu wyjeżdżam z Vitry. Skręcam na Sermaize-les-Bains. Tutaj jest płasko jak stół. Ruch jest bardzo mały. Mijam uśpione miasteczka. Dalej obieram kierunek na Vassincourt. Jadę kawałek wzdłuż kanału. Na samym kanale jest spory ruch jachtów z różnych krajów. A nie jest to tak drogie jak myślałem. Ośmioosobowy jacht o komforcie trzygwiazdkowego hotelu można wynająć na tydzień za 750 euro. Wystarczy przejść godzinne szkolenie i można ruszać. Odpoczywam w parku w Bar-le-Duc. Niedaleko mnie znajduje się kemping. Dalej jest zakaz jazdy rowerem w stronę Ligny-en-Barrois, więc i tak jadę drogą prowadzącą wzdłuż kanału. Ale teraz przynajmniej wiem, że można. Droga jest dobra. Gdyby tak było wszędzie na trasie to byłoby wspaniale.

Ten fragment drogi jest niezwykle urodziwy. Co chwilę są śluzy. Mijam statek płynący pod banderą angielską. Chcę ściąć trochę trasę i skręcam w Naix-aux-Forges na Void-Vacon. Trasa jest niezwykle piękna. Są spore górki, ale jest bardzo spokojnie. Także w mijanych miejscowościach. Ludzie na zewnątrz trzymają niezabezpieczone rowery. Po prostu prowincja francuska. O g. 18.00 jestem w Void-Vacon. W miasteczku urodził się Nicolas-Joseph Cugnot, wynalazca pierwszego pojazdu z napędem parowym. Napotkane dzieci na pytanie po angielsku gdzie jest kemping, zaczynają ze wstydu się chować, że nie znają angielskiego.

Kanał Marny Paneuropa RadwegJadę dalej przez miasteczko i widzę znak z kamperem. Na miejscu okazuje się, że obok stadionu jest miejsce przygotowane dla kamperów. Jest tylko kurek do wody za opłatą i trochę miejsca. Jednak tu zostaję. W czasie rozbijania namiotu zaczepiają mnie miejscowi chłopacy i pytali, czy nie zagram z nimi w piłkę. Tego niestety ze względu na kontuzję kolana robić nie mogę. Pokazali mi później hydrant z wodą z którego można było nabierać wodę. No tego mi było trzeba. Umyty w kładę się spać.




Znak szlaku Paneuropa Radweg

Dzień ósmy

Void-Vacon - Pagny-sur-Meuse - Toul - Villey-le-Sec - Fléville-devant-Nancy - Saint-Nicolas-de-Port - Lunéville (8.07.2011)

(t= 7,51 h śr.= 13 km/h dyst.= 103 km)

Fort Villey-le-SecWyruszam o g. 7.10. Jest jak zwykle dosyć zimno (16 °C). Kupiłem sobie 3 sandwicze . Starczy na cały dzień. Sprawdziłem czy można jechać wzdłuż kanału i wybieram tę drogę. Dalej jak do Troussey jechać się nie da. Droga nad kanałem jest tak zarośnięta trawą. Wcześniej był fragment drogi nad kanałem, gdzie jechałem pomiędzy rozstawionym stołem a domem. Do tego dochodził zakaz wchodzenia, mimo, że drogowskaz dla żeglarzy wskazywał zgodnie z trasą Toul. Przy wyjeździe z miasta spotykam Niemkę rowerzystkę w średnim wieku. Również jedzie tą trasą, ale nie ma tyle czasu wolnego, by przejechać całość. Ona również nie jechała teraz nad kanałem. Jadę więc przez Pagny-sur-Meuse.

Oglądam piękną katedrę Saint-Etienne w Toul. Później droga prowadzi przez Villey-le-Sec. Robi się bardzo stromo. Zwiedzam Fort de Villey-le-Sec. Oddany do użytku w 1873. Mógł pomieścić garnizon 1301 żołnierzy. Umiejscowiony poza strefami walk z I wojny światowej, pozostał praktycznie bez zmian. W Maron przekraczam Mozę. Jest to jedna z głównych rzek europejskich. Wypływa z Francji i płynie przez Belgię i Holandię. Tworzy wspólną deltę z odnogą Renu – Waal i uchodzi do Morza Północnego w pobliżu Rotterdamu. Ma łączną długość 925 km.

Pałac w LunévilleW wiosce Sexey-aux-Forges są takie ostre zakręty, że mimo stromizny trzeba hamować do kilkunastu kilometrów na godzinę. Później jest już płasko i pojawiają się oznaczenia szlaków rowerowych. Jestem blisko Nancy i widać po ścieżkach rowerowych. Tu jest po prostu piękne miejsce dla rowerzystów aż do Fléville-devant-Nancy. Nie ma się co bać o zgubienie drogi. Wszystko jest świetnie opisane. Chociaż faktycznie nie widzi się niczego oprócz szlaku rowerowego. Urocze miejsce. Najbardziej podobał mi się fragment trasy, kiedy mając dobry kierunek jazdy, nie musiałem pedałować przez kilka kilometrów, ponieważ co chwilę były śluzy prowadzące w dół.

I znowu jadę drogą krajową. W Saint-Nicolas-de-Port znajduje się imponująca bazylika pw. św. Mikołaja. W XI wieku sprowadzono tu jego relikwie (kawałek ręki). W średniowieczu przybywały tu rzesze pielgrzymów, w tym liczni królowie i Joanna d'Arc. Zaraz obok bazyliki znajduję się informacja turystyczna. Pytałem się o kempingi wzdłuż szlaku, ale ich nie ma. Jest za to w Lunéville. Tam postanawiam się skierować. I na tej trasie również są wspinaczki, ale i zjazdy.

Koło NancyW mieście jestem o g. 19.15. Melduję się na kempingu - kosztuje 8,60 € - i robię objazd miasta. Okazało się niezłą perełką. To tutaj dwukrotny król Polski i książę Lotaryngii Stanisław Leszczyński zbudował pałac, będący jednym z najlepszych założeń późnobarokowych na świecie. W ojczyźnie nie cieszy się on sławą dobrego władcy, ale w historii Francji zapisał się złotymi zgłoskami. Mianowany przez Ludwika XV dożywotnim władcą księstwa Lotaryngii, rządził nim tak mądrze, że zyskał u miejscowej ludności przydomek króla dobrodzieja. Kiedy położyłem się w namiocie, to doszły do mnie dźwięki muzyki Armstronga. Później była i muzyka z Misji. W pałacu odbywał się po prostu jakiś koncert i wszystko było słychać. To było miłe zakończenie dnia.



Dzień dziewiąty

Lunéville - Emberménil - Remoncourt - Saint Georges - Arzviller - Saint Louis (9.07.2011)

(t= 6 h śr.= 13 km/h dyst.= 79 km)

Czerwone skały Paneuropa RadwegWyruszam o g. 8.30. Jest płasko aż do Emberménil. Jak już pisałem w małych miejscowościach nie ma żadnego sklepu. Może być nawet rynek i nic. Trzeba na to uważać. Sandwicze udało mi się kupić dopiero w Remoncourt po ok. 20 km. Tam też był tylko bar. Za tą miejscowością są już tylko góry. Pojawiają się przelotne, zimne deszcze. Temperatura utrzymuje się w okolicach 22 °C. Jadę przez Saint Georges i Lorquin. Dalej są spokojne wioski.

Do Arzviller dotarłem lasem przez Hommarting. Tutaj trochę pobłądziłem chcąc jechać boczną drogą. Ale niewiele. W Saint Louis-Arzviller można zobaczyć podnośnię statków, która w ciągu kilku minut wynosi statek na wysokość 50 metrów. Później biegnie przepiękna droga nad kanałem. Warto więc już wcześniej spróbować wjechać nad kanał. Fragmentami jedzie się wzdłuż wysokich czerwonych skał. Kanał na tym odcinku nie funkcjonuje, ale jest pięknie. W Plan Incliné de Saint-Louis przez przypadek znajduję kemping. Źle skręciłem i tak tam dotarłem.

Niemiecka paraNa miejscu jestem o g. 18.00. Ziemia jest mięciutka więc łatwo było ustawić namiot. Kemping kosztuje 6,50 €. Leży obok trasy TGV. Pociągi te wydają dźwięk raczej jak ciężarówki, tylko że dłużej. Nie jest to więc uciążliwe. Obok mnie rozbija się niemiecka para. Jadą rowerami dookoła Niemiec. Dotychczas przejechali 3600 km i jadą dalej. Porozmawialiśmy o naszych wyprawach i o sprzęcie. Pokazali mi rozpiskę na każdy dzień wyprawy łącznie z noclegami na kempingach. Byłem pełen podziwu. Ja nie miałem pojęcia gdzie są kempingi po drodze.



Dzień dziesiąty

Saint Louis - Lutzelbourg - Saverne - Strasburg - Kehl (10.07.2011)

(t= 5,42 h śr.= 13 km/h dyst.= 75 km)

Lutzelbourg Paneuropa RadwegDzisiaj nie mam za dużo do przejechania. Chcę dojechać do Kehl, a to jest ok. 80 km. Pakowanie z toaletą zajmuje mi 1 h. Wyruszam po pobudce o g. 7. 00 o g. 8.00. Niebo jest zachmurzone. Wjeżdżam na drogę wzdłuż kanału Rahein-Marne która ma prowadzić aż do samego Strasburga. Tak przynajmniej mówił bardzo miły szef kempingu. Drogą jest piękna. Mijam ładnie położony nad samym kanałem Lutzelbourg i Saverne z zamkiem Rohan. Różnica poziomów kanału na krótkim odcinku to 44,55 metrów. Kanałem Ren – Marna można dotrzeć z Alzacji aż do Lotaryngii. Na trasie, która jest dobrze oznaczona, panuje spory ruch.

Mijam kolejnych podróżników. Była też grupa 10 mężczyzn jadących po dwóch w zwartej grupie. Często przystaję. Mam przecież dużo czasu. A kilometrów do przejechano ok. 65 km. Trasa rzeczywiście prowadzi cały czas wzdłuż kanału. Dzięki temu nawet nie zauważyłem gór przez które miałem przejechać. Pięć kilometrów przed Strasburgiem złapała mnie ulewa. Postanawiam przeczekać. Ale leje dłuższy czas, więc się przebieram i jadę dalej.

Budynek Parlamentu Eurpoejskiego Paneuropa RadwegKiedy dojeżdżam do budynku Parlamentu Europejskiego przestaje padać. Jest okazja do tego by trochę zwiedzić miasto. Trzeba tutaj być przynajmniej kilka dni żeby wszystko zobaczyć. Najpierw byłem w wesołym miasteczku. Tam kupiłem sobie loda. Ludzi nie było za dużo, ponieważ pogoda wcześniej nie dopisała. Jadę do centrum. Charakterystyczne dla tej części miasta są zabytkowe, monumentalne budowle, zbudowane z charakterystycznego dla tego regionu czerwonego piaskowca, z czego najbardziej znana jest zabytkowa katedra Notre Dame, a w niej wciąż działający zegar astronomiczny. Katedra to jeden najwyższych budynków sakralnych jakie widziałem.

Ren Paneuropa RadwegJest mnóstwo restauracji i knajpek. Teraz już wiem dlaczego tak nasi politycy pchają się tutaj do parlamentu. Niemiecko-francuskie pogranicze ma bardzo burzliwą historię. Wiele tutejszych miast nawet siedmiokrotnie przechodziło spod władania jednej ze stron do drugiej. We Francji mówi się, że to, co w Alzatczykach najgorsze, pochodzi od Niemców, a to, co najlepsze, od Francuzów. W Strasburgu można spotkać dwujęzyczne nazwy ulic. Znajdziemy tam też „francuską" i „niemiecką" dzielnicę. W mieście jest dużo ścieżek rowerowych. Jedna z nich zaprowadziła mnie aż do Kehl. Przekraczam Ren i jestem w Niemczech. Pytam się napotkanych rowerzystów o kemping. Okazało się, że jest blisko Renu. Kosztuje 10 €. Ziemia jest miękka. Obok mnie rozbija się młody Niemiec, także rowerzysta. Rozmawiamy o swoich wyprawach. Kiedy poszedłem się myć, to zaczęło padać. Jak skończyłem to przestało i pojawiła się piękna tęcza. Piękne zwieńczenie dnia.





Mapa Niemiec

Dzień jedenasty

Kehl - Rheinau - Iffezheim - Rastatt - Rauental - Ettlingen (11.07.2011)

(t= 6,43 h śr.= 13,7 km/h dyst.= 92 km)

Rowerzysta z kempingu w KehlPrzez całą noc obok kempingu pracowała chyba jakaś fabryka i bardzo hałasowała. Rano jest mokro. Wyruszam o g. 8.00. Poznany Niemiec rowerzysta dopiera gotuje sobie śniadanie. Ja kupię sobie gotowe w piekarni. Niemcy witają mnie oznakowanymi szlakami. Przez Kehl jadę prowadzony przez szlak drogami osiedlowymi. Później jadę wzdłuż Renu. Szlak zbacza też do miasteczek. Wziąłem ze sobą trzy paczki żywności liofilizowanej. Czas je wykorzystać. Dzisiaj przygotuję sobie na obiad makaron w sosie kremowym z warzywami. Na śniadanie miałem jeszcze wczorajszą czwartą bagietkę. Jedzenie było bardzo syte.

Kiedy robiłem drobne zakupy w jednej z miejscowości to sprzedawczyni było ciężko przestraszona, gdy odezwałem się do niej po angielsku. Ale już za chwilę się dogadaliśmy używając rąk. W Rastatt próbuję kupić mapy okolic, ale nie ma żadnej księgarni. Skala mojej mapy 1 : 350 000 jest zbyt duża. Minimum to 1 : 200 000. W samej miejscowości znajduje się fabryka Mercedesa. Jedzie się przez tyle małych miejscowości, że łatwo się zgubić. Trzeba zatem pilnować oznaczeń szlaku. Często wzdłuż głównych dróg w Niemczech jest oznakowana ścieżka rowerowa. W Niemczech nie ma już takiego problemu ze sklepami jak we Francji.

Dom z muru pruskiego Mijam wiele domów zbudowanych z muru pruskiego. Jest czysto i schludnie. Chociaż zdarzają się i ruiny domów. Chciałem pojechać na kemping w Muggensturm, ale był to jednocześnie skręt na autostradę. Musiałem zrezygnować. W Ettlingen nie było kempingu. Rozbiłem się przed samym Karlsruhe na łące między kukurydzą. Dojechałem tam o g. 20.20. Może jeszcze wyjaśnię to dlaczego niemiecki rowerzysta, na zdjęciu powyżej, z rana pije piwo. Otóż prawo niemieckie definiuje jak dotąd tylko absolutną niezdolność do jazdy rowerem. Faktycznie w takim stanie można się znaleźć mając 1,6 promila alkoholu we krwi.



Dzień dwunasty

Ettlingen - Karlsruhe-Durlach - Untergrombach - Bruchsal - Sankt-Leon-Rot - Heidelberg (12.07.2011)

(t= 7,29 h śr.= 13,7 km/h dyst.= 99 km)

Pałac w Bruchsal Paneuropa RadwegTak jak myślałem w Karluhe-Durlach był kemping, ale musiałem przejechać jeszcze 10 km aby do niego dotrzeć. Robię zakupy w Weingarten. Na wyprawie warto pamiętać o owocach i warzywach. Bardzo dobry na wyprawy jest banan, źródło cukrów prostych, zapewniających szybki zastrzyk energii. Jest dosyć kaloryczny jak na owoc ok. 180 kcal jeden banan. Do tego coś słodkiego, posiadający cukry złożone. One z kolei opóźniają spalanie cukrów prostych. W bananie jest też magnez, a ten działa przeciwskurczowo. Do dojadania można sobie kupić jakieś batony typu snickers czy mars albo żelki. Jednak nie może to być podstawowy składnik diety. Można też kupić francuskie bułki mleczne za ok. 1 €. Jest ich 12 w paczce i od biedy można tylko je jeść przez cały dzień. A wytrzymają kilka dni bez problemu.

Jeżeli w Niemczech jedziemy główną drogą i nie ma tam znaków szlaku tzn. że jedzie nie tam gdzie trzeba. Niemcy mają manię na punkcie tego, by nie jeździć drogami głównymi. To ma swoje zalety. Trzeba wówczas zjechać z głównej drogi w najbliższej miejscowości i tam szukać oznaczeń szlaku. Mnie się to właśnie zdarzyło. W Bruchsal przejeżdżam przez park z pięknym barokowym pałacem. Zatrzymuję się tam na trochę dłużej, żeby odpocząć w cieniu. Temperatura dochodzi do 40 °C. Później za miastem zobaczyłem ciekawą formę sprzedaży kwiatów. Mianowicie rosną sobie na polu i kto chce zrywa sobie ile chce i ustaloną kwotę wrzuca do skarbonki. Była tam nawet taki rysunek motywujący uczciwości na którym była cała rodzina z imionami. Później jeszcze widziałem kilka razy takie cudo.

Pole golfowe e St Leon Rot Paneuropa RadwegW Forst na krótko wstępuję do ptasiego parku. Trochę nadrobiłem drogi próbując dojechać do Sankt-Leon-Rot (ok. 7 km). Jechałem prowadzony przez znaki , które nagle się skończyły. Okazało się, że trzeba było skręcić na teren fabryki. Sama miejscowość nastawiona jest na sport. Są tam pola golfowe – Golfclub. Kilka boisk piłkarskich i jezioro gdzie uprawiane są sporty wodne jak np. narty wodne. Wstęp na plażę jest płatny. Wcześniej również przejeżdżałem koło płatnej plaży. Ludzi było tam mnóstwo. W taką pogodę nie ma się co dziwić. W Niemczech najczęściej trzeba dodać trochę kilometrów do tych podanych w rozpisce. W Reilingen dostałem wodę o starszej kobiety. Zlitowała się nade mną w ten upał.

Podobnie jak i wczoraj nazrywałem sobie przydrożnych jeżyn. Niemcy chyba się ich boją, bo rosną sobie spokojnie. I to takie duże czarne. Szlak prowadzi przez lasy wzdłuż autostrady. W pewnym momencie ją przecinam. Jest cały czas płasko. Max. prędkość to 32 km/h przy zjeździe z mostku. W Heidelbergu chwyta mnie ulewa. Spokojnie odczekałem ją pod dużym dachem nad sklepem. Heidelberg jest bardzo popularnym miejscem ze względu na atrakcyjne położenie, piękny zamek oraz uniwersytet.

Zamek w HeidelberguZamek w Heidelbergu (niem. Heidelberger Schloß) gotycko-renesansowy położony na górze Königstuhl. Pierwsza wzmianka o zamku pochodzi z roku 1225. Stare Miasto jest usytuowane w dolinie rzeki Neckar. Miasto było centrum Kalwinizmu. Uniwersytet Ruprechta - Karla w Heidelbergu jest najstarszym uniwersytetem w Niemczech. Most („Alte Brücke”) nad Neckar należy do najurokliwszych w całych Niemczech. Również okolica z wieloma zamkami, pięknymi, nadreńskimi krajobrazami oraz wyżynami Odenwaldu oferują wiele atrakcji. Jest tu bardzo ciekawy szlak tak zwanej Burgenstrasse czyli Szlak Zamków. Planując zwiedzanie zamków niemieckich warto też zwrócić uwagę na różnicę pomiędzy słowami Burg i Schloss. Burg oznacza mały zamek warowny. Słowo Schloss może oznaczać duży zamek (jak na przykład Heidelberg) lub wręcz pałac. Jadę na Kemping Hedelberg, 5 km za mostem „Alte Brücke”. Dojechałem o g. 20.20. Kemping kosztuje 9.50 €.



Dzień trzynasty

Heidelberg - Hirschhorn - Eberbach - Bad Wimpfen - Neckarsulm - Heilbronn - Obersulm (13.07.2011)

(t= 7,42 h śr.= 13,4 km/h dyst.= 103 km)

Hirschhorn zwane Perłą Doliny NeckaruWyjechałem o g. 8.00. Dzisiejsza trasa prowadzi wzdłuż rzeki Neckar. W dużej części dnia jechałem w deszczu, a nawet ulewie. To trochę uniemożliwia jakieś większe zwiedzanie. Początkowo droga prowadzi boczną ścieżką w górę. Dzisiaj po raz pierwszy jadę pod górę w Niemczech. Szlak wije się wzdłuż głównej drogi raz z jednej raz z drugiej strony. Jak jest deszcz jedzie się po prostu naprzód. Ulice są puste. Jedzie się wolno, bo taki jest typ trasy. Mijane miasteczka są bardzo ładne.

Wjeżdżam do średniowiecznego miasteczka Hirschhorn zwane „die Perle des Neckartals”, Perłą Doliny Neckaru. Najbardziej interesującym zabytkiem w tej miejscowości jest kościół zwany Katholische Friedhofskirche St Nazariusz und Celsus, zwany także Ersheimer Kapelle (kaplica Erscheim), a jego nazwa pojawiła się w rękopisie w 1345 r, która prawdopodobnie czyni go najstarszym kościołem całej Dolinie Neckaru. Ruiny zamku Hornberg, najstarszego nad Neckarem, związane są z legendą o pięknej Lorelei, która zakochała się w prostym Krzyżowcu. Rodzice zabronili jej go poślubić, więc dziewczyna uciekła z zamku i zamieszkała w pobliskiej grocie, gdzie całymi dniami śpiewała pieśń napisaną przez ukochanego.

W NeckarzimmernOkoliczni mieszkańcy brali jednak jej balladę za wycie upiora, który w ten sposób rzuca na nich zły urok. O interwencję poprosili więc Krzyżowca, który właśnie wrócił z wyprawy do Ziemi Świętej. Ten zbyt późno rozpoznał swą melodię i zabił nieszczęsną Lorelei. Jest to bardzo ciekawy odcinek tak zwanej Burgenstrasse (Szlak Zamków). Mijam trochę turystów pieszych i na rowerach. Na tym niedługim odcinku można zobaczyć choćby zamek Guttenberg, Hornberg czy trzy zamki w Neckarsteinbach (klika kilometrów od Heidelbergu).

Zamek HornbergJest ich jeszcze więcej. Można niektóre obejrzeć na zdjęciach. Z krainy zamków wjechałem w krainę winnic. Szlak prowadzi przez same winnice. Pod jedną z nich podjechałem. I to była największa góra dzisiaj. Jednak szlak skręcał gdzieś wcześniej i na chwilę się zgubiłem. Za to widok z góry był wspaniały. Akurat wtedy deszcz przestał padać. W Heilbronie podobno miał być kemping, ale nie mogłem go znaleźć, a miejscowi nic o nim nie wiedzieli. Jechałem więc dalej. Teren był mocno zabudowany. Miejscowość przechodziła w miejscowość i trudno było znaleźć jakieś spokojne miejsce na nocleg. Do tego dochodził przelotny deszcz. Udało mi się to dopiero o g. 20.30. w Oberslum w krzakach niedaleko szkoły.



Dzień czternasty

Obersulm - Öhringen - Neuenstein - Schwäbisch-Hall - Bächlingen - Langenburg (14.07.2011)

(t= 6,28 h śr.= 12,4 km/h dyst.= 80 km)

Braunsbach Paneuropa RadwegDzisiaj pobudka o g. 7.00. Wyruszam o g. 8.00. Niebo jest zachmurzone. Temperatura spada do 16 °C. Nieraz pokazuje się słońce. Dalej jadę w krainie winnic. Od Öhringen zmienia się krajobraz. Skończyły się winnice i na chwilę robi się płasko. A później znowu pojawiają się górki. Przejeżdżam przez średniowieczne miasto Schwäbisch-Hall, jak się chwali miasto, z jednym z najpiękniejszych placów rynkowych w Niemczech. Już z daleka widać sylwetkę miasta - potężne domy z muru pruskiego, która rozciąga się na zboczu wzgórza. Szlak zawraca i prowadzi wzdłuż rzeki Kocher. Tędy prowadzi też Szlak Jakubowy. Słońce wyszło zza chmur, ale jest dalej zimno.

Z Braunsbach do Bächlingen jadę pod największą górę. Była najdłuższa i najbardziej stroma. W sumie podjeżdżałem pod nią 50 minut. Jest to trasa widokowa, to żeby było widać trzeba ostro podjechać. I rzeczywiście widok na Braunsbach i dolinę Kocheru jest piękny. A później był niesamowity zjazd. I dalej już podejście do Langenburg. W miejscowości znajduje się imponujący zamek, brama i domy z muru pruskiego. Jest nawet muzeum starych samochodów. Kiedy przejeżdżałem przez miasto było już niewielu turystów, ponieważ i godzina już późna - g. 20.00.

Schwäbisch HallSą tutaj miejsca noclegowe, ale jak to w miejscowości o nastawieniu turystycznym, raczej hotele. Kempingu nie ma. Miejscowość nie jest duża. Trzeba powiedzieć, że trasa wybrana jest z dużą dozą wyobraźni Rozbijam się na polu za Langengurgiem o g. 20.20. Jestem w takiej dziczy, że dwa razy przychodzi do mnie lis i patrzy się co robię. Jakieś 10 m ode mnie z lasu wychodzi jeleń i jest zupełnie zaskoczony, że ktoś tu jest. Później jego ostrzegawczy głos rozchodzi się po całym lesie.



Dzień piętnasty

Langenburg - Bartenstein - Schrozberg - Rothenburg - Hornau (15.07.2011)

(t= 5,53 h śr.= 12,2 km/h dyst.= 72 km)

Zamek Bartenstein Paneuropa RadwegOd samego rana zaczynają sie podjazdy. A później szalone zjazdy i tak na przemian. Jestem w dzikich górskich ostępach. Jest zimno. Temperatura ok. 18 °C. Dopiero popołudniu wyszło słońce i temperatura wzrosła do 25 °C. Trzem górom się poddałem i szedłem pieszo. Tak samo było kiedy dochodziłem do Bartenstein. Jest ono unikatowym przykładem miasteczka o zabudowie barokowej. Od 1688 była tu rezydencja hrabiów i książąt Hohenlohe-Bartenstein. Wiele domów jest z 18 wieku, w tym dwie bramy miejskie jako symbole barokowej zabudowy. Warto więc tutaj było podchodzić. Od Schrozbergu się wypłaszcza, chociaż nadal jestem na wysokości ok. 500 m npm.

RothenburgPrawdziwą perłą okazał się Rothenburg, który leży na Szlaku Romantycznym (Romantische Straße).Wiedzie od Würzburga do Füssen i jest jednym z najbardziej znanych i popularnych szlaków w Niemczech. Istnieje również wersja rowerowa o długości 418 km. Miasto zawdzięcza swoje istnienie znanej w Niemczech rodzinie von Rothenburg, których rodzinne powiązania sięgały dworu cesarskiego. Na głównym placu miasta znajduje się budynek z zegarem, z którym związana jest legenda. Upamiętnia on wydarzenia w 1631, gdy pod murami oblegali miasto żołnierze hrabiego Tilly. Legenda głosi, że na dźwięk mechanicznego skowronka hrabia Tilly miał powiedzieć, iż jeśli ktokolwiek w ciągu trwania tego dźwięku wypije jeden galon wina w jednym ciągu, miasto zostanie ocalone. Burmistrz Nusch przyjął wyzwanie, dzięki czemu miasto nie zostało zrównane z ziemią.

Miasto otacza ochronny pierścień muru z chodnikami i strzelnicami oraz potężnymi basztami. Wrażenie robi Baszta Szpitalna (Spitalbastei). Znajduje się tu m. in. Niemieckie Muzeum Bożego Narodzenia (Deutsches Weihnachtsmuseum) które działa od roku 2000. Na podstawie ponad 5 tysięcy eksponatów wystawa prezentuje historię Świąt Bożego Narodzenia i związane z nimi obyczaje z całego świata, od IV stulecia po rok 1950. Jest tu mnóstwo turystów. Co chwilę podjeżdżają autokary. W informacji turystycznej dowiaduję się, że w mieście znajduje się kemping, tylko na dole. Nie za bardzo chce mi się jutro znowu podchodzić. Jest jeszcze inny na mojej trasie w Hornau.

Rothenburg Paneuropa RadwegJest godzina 14.00 więc wolę jechać tam. Mam sporo czasu więc idę do kawiarni i zamawiam sobie specjał z Rothenburga, czyli deser o nazwie „schneeball”. Objeżdżam miasto i po g. 15.00 ruszam dalej. Już myślałem, że górki się skończyły, a tu pierwsza i już podchodzę. Później jest bardziej płasko. Teraz jedzie się lekko, przez długi czas w dół. Dojeżdżam do Hornau. W pierwszym gospodarstwie pytam się o kemping pokazując adres, który wydrukowali mi informacji turystycznej. Szybko go znajduje. A ten kemping to po prostu porośnięty brzeg jeziora i nic więcej. Żadnej ubikacji czy bieżącej wody. Jakbym się rozbił na dziko. Jestem tu o g. 17.00. Na przeciwko mnie jest obóz dzieci i młodzieży z kościoła ewangelickiego, ale nie byli zbyt gościnni.



Dzień szesnasty

Hornau - Rosenbach - Fürth - Nürnberg (Norymberga) - Rückersdorf (16.07.2011)

(t= 6,49 h śr.= 14,4 km/h dyst.= 98 km)

Park przyrodniczy FrankenhoeheTa noc była najtrudniejsza. Nie dość, że niedaleko były jakieś dwa obozy młodzieży które do siebie krzyczały, to jeszcze miejscowa młodzież urządziła sobie jakąś imprezę i pijana wracała do domu. Przechodzili koło mnie. Na szczęście nikt mnie nie zaczepił, a byłem tu sam. Jakoś udało mi się zasnąć koło północy. Z rana zapomniałem, że zmienia się szlak i pojechałem nie tym co trzeba. W ten sposób nadrobiłem ok. 10 km. Jadę przez teren Naturpark Frankenhöhe. Wcześniej były winnice teraz są owce na pastwiskach. W Fürth robię sobie zakupy. W sklepie mięsnym pytałem się o sandwicze, ale nie mieli, za to mogą zrobić na miejscu. Tym lepiej. Zamówiłem sandwicze z szynką, ogórkiem i odrobiną ketchupu. Mięso było do wyboru. Za jedną gotową bułę zapłaciłem 1,25 €. Kupiłem 4 to razem wychodzi 5 € i jest jedzenie na cały dzień.

W innym sklepie kupuję picie, u rzeźnika nie było, 4 litry i butelkę kakao za 5 €. Za 10 € jestem wyposażony na cały dzień w jedzenie i picie. Sandwicze zrobią w każdym sklepie, jeżeli mają z czego. Wiadomo, że namiot po nocy często jest mokry. To jest zupełnie normalnie. Człowiek w nocy potrafi wydychać nawet 1,5 litra wody. Ważne jest, by go wysuszyć w drodze i nie czekać z tym ponieważ przegnije. Wyciągnąć i rozłożyć na słońcu. Tak samo inne rzeczy jak np. ręcznik. Sam robię to około południa zależnie od warunków. Zajmuje to trochę czasu, ale jest konieczne. Można to połączyć z posiłkiem i porządkami w sakwach. Dzisiaj osiągnąłem największą prędkość maksymalną w swobodnym zjeździe poza górami - 54 km/h. Szlak prowadzi zasadniczo wzdłuż głównej drogi. Było trochę odcinków szutrowych. Jadę dosyć szybko.

Paneuropa RadwegW kilku wioskach zauważyłem charakterystyczne tyczki z wieńcami. Jak się dowiedziałem nazywa się je Kärwa, Kerwa lub Kirwa. Drzewo jest ozdobione wieńcami, wstążki i rzeźbami w korze. Są one związane ze świętem Kirchweihfest lub Kirchweih czyli świętem z okazji konsekracji kościoła obchodzonym już od od średniowiecza. Posiada rangę uroczystości. Dziś kontekst religijny zwykle odgrywa podrzędną rolę. Jest to raczej festyn we wiosce. Dojeżdżam do Norymbergi. To jest duże miasto, dlatego żeby dojechać do centrum trzeba przejechać ok. 10 km. Jadąc szlakiem dojedziemy do Starego Rynku. Jedzie się też koło informacji turystycznej. Tam można dostać plan centrum. Pytałem się o kemping, ale jest gdzieś w przeciwnym kierunku niż dalej prowadzi szlak. Następny znajduje się w Rückersdorf.

Ciekawe czy taki jak ostatnio w Horanu, ponieważ jest to nieduża miejscowość. Patronem Norymbergi jest św. Sebald, VIII wieczny pustelnik i misjonarz. Jest i kościół pw. św. Sebalda, budowany w latach 1230-1273, z XV-wiecznym nagrobkiem patrona świątyni, licznymi zabytkami rzeźby, wśród nich kilka dzieł Wita Stwosza – m.in. krucyfiks Wickla. W mieście działał wynalazca globusa Martin Behaim oraz wynalazca zegarka kieszonkowego Peter Henlein. W Norymberdze wydano dzieło Kopernika „O obrotach sfer niebieskich”, stąd pochodził Wit Stwosz oraz Albrecht Dürer. Norymberga jest stolicą Frankonii. Spacerując ulicami miasta aż trudno uwierzyć, że w styczniu 1945 roku w wyniku nalotów dywanowych, prawie 90% śródmieścia Norymbergi legło w gruzach. Do II wojny światowej Norymberga należała do najlepiej zachowanych średniowiecznych miast w Europie, wyróżniając się nie naruszonym układem urbanistycznym i wielkim zespołem kamienic mieszczańskich. To właśnie tutaj w 1927 roku odbył się pierwszy zjazd NSDAP i urządzane były słynne masowe parady hitlerowców, dlatego po zakończeniu II wojny światowej toczyły się tutaj procesy zbrodniarzy wojennych, nazwane norymberskimi. Po zwiedzeniu miasta ruszam dalej o g. 17.30.

Park przyrodniczy FrankenhoeheJadę przez parki i bocznymi drogi. Po przejechaniu 20 km o g. 19.30 znalazłem się w Rückersdorf. Próbuję znaleźć kemping, ale go tutaj po prostu nie ma. Zostałem wprowadzony w błąd przez informację turystyczną. Trochę zniesmaczony poszedłem do Gasthofu czyli gospody. Nocleg kosztuje 20 €. Jestem tutaj sam. Łazienka jest na korytarzu. Mogę zrobić pranie i podładować baterie. Właścicielka proponuje mi jeszcze śniadanie w piekarni obok za 7 €. Sama jednak tak drogiego jeść nie będzie. ja też nie. Moje całodzienne wyżywienie wynosi przecież ok. 5 €. Idę zwiedzić miasto. Znajduję Heimatmuseum - muzeum, które znajduje się w starej wsi w Rücker Tucherschloss. Mieści się w dużej stodole z budynkami gospodarczymi. Eksponaty zostały zebrane od miejscowych rolników, rzemieślników i gospodarstwa domowego. Na szczególną uwagę zasługują kolekcja motyli, szewca i kowala z oryginalnym wyposażeniem. dzisiaj pogoda dopisała. Przez cały dzień świeciło słońce i temperatura wynosiła ok. 30 °C.



Dzień siedemnasty

Rückersdorf - Lauf - Hersbruck - Sulzbach-Rosenberg - Hirschau (17.07.2011)

(t= 6,16 h śr.= 13,5 km/h dyst.= 85 km)

SulzbachWyruszam o g. 8.30. Już po 4 km jestem w Lauf. Na Starym Rynku jest odbudowany ratusz z XVI w., i kościół św. Jana z XIII w., a także Wieża Żydowska z XV w. w dawnych murach miasta. W mieście robię zakupy. Dziś kanapki z jajkiem, łososiem i sałatą. Przejeżdżam przez średniowieczne miasto Hersbruck założone w 976 r. położone na „Złotym Szlaku” z Norymbergi do Pragi. Przejeżdżając przez Lehenhammer zauważyłem uczestników festynu o nazwie Rollender Glücksjoker. Wszyscy siedzieli przy ławach i spożywali piwo a przygrywała im ludowa orkiestra. Niestety pogoda była kiepska. Temperatura 18 °C i siąpiący deszcz. Na niebie wiszą ciężkie chmury i wieje mocny, zimny wiatr.

Sulzbach-Rosenberg to kolejne miasto leżące na „Złotym Szlaku” z Norymbergi do Pragi. Miasto książęce w jurze Górnego Palatynatu. Jego założycielem był książę Gebhard. Dookoła rozpościerają się górzyste tereny. Jest to miasto górnicze z więcej niż tysiącletnią tradycją wydobywania rudy żelaza. W pewnym momencie żle skręciłem i zacząłem podchodzić pod górę o 13 % nachyleniu. Kiedy po 3 km skończył się asfalt nabrałem podejrzeń, że nie tędy droga. Byłem za to na takich wysokościach, że przede mną rozciągała się wspaniała panorama. W sumie nadrobiłem ok. 8 km. Niestety znak szlaku był nie na skrzyżowaniu tylko jakieś 50 m przed. Przy zjeździe z góry bałem się czy mnie nie przewróci.

Monte Kaolino Paneuropa RadwegDo Hirschau dojechałem o g. 17.20. Na planie miasta przy rynku zauważyłem oznaczenie kempingu. Jeszcze dopytuję się miejscowych, którzy to potwierdzają. Podjeżdżam kilka kilometrów pod górę. Po lewej stronie jest jakaś duża hałda piachu. Na miejscu okazała się sztucznie usypaną. Można po niej zjeżdżać na rowerze (tego by nie zrobił), czy na nartach. Jak ktoś chce to jest też monte-coaster, czyli ekstremalna kolejka wokół góry. Całość nazywa się Monte Kaolino. U podnóża góry znajdują się baseny z podgrzewaną wodą i park linowy.

Paneuropa RadwegPojechałem zameldować się na kempingu. Kiedy później oglądałem te atrakcje zaczęła się ulewa. W deszczu nie będę rozkładał namiotu więc poszedłem do restauracji. Mając dużo czasu i dzisiaj przecież niedziel, więc zamówiłem sobie królewską obiadokolację. To była prawdziwa góra jedzenia. Czekam tak do g. 20.00 i w niewielkim już deszczu instaluję się na kempingu. Jeszcze mała uwaga. Na drogę warto wziąć opakowanie jakiegoś oleju, najwygodniej w sprayu, by nasmarować łańcuch. Przyda się wiele razy, szczególnie po deszczu.





Mapa Czech

Dzień osiemnasty

Hirschau - Holzhammer - Naabtal - Neustadt - Eslarn - Tillyschanz - Železná (18.07.2011)

(t= 7,45 h śr.= 14,2 km/h dyst.= 110 km)

Hirschau Monte KaolinoKemping w Hirschau kosztował 4 € plus 0,50 € za prysznic, a więc jeden z najtańszych dotychczas. Dzisiaj przekroczyłem 1500 km przejechanych na wyprawie. Pogoda była zadziwiająco regularna. Kiedy słońce chowa się za chmurami, zaczyna mocno wiać, pojawia się deszcz i temperatura spada do 18 °C. Kiedy zaś ponownie pojawi się słońce, przestaje wiać i padać i temperatura wzrasta do 24 °C. I tak na przemian z 8 razy. Jeszcze w Hirschau zrobiłem zakupy. Przypomniało mi się jeszcze taka refleksja o toaletach. Mianowicie we Francji można się załatwiać siedząc lub kucając. Francuzi nie uznają jednak muszli klozetowej. W Niemczech jest jak u nas. To tak na marginesie.

Bocklradweg Paneuropa RadwegPrzez 50 km jadę głównie lasami. Mam jednak okazję trochę zwiedzić Weiden z ratuszem z XVI w. W Neustadt jestem o g. 14.00. W tej miejscowości zaczyna się szlak rowerowy Bocklradweg, którym prowadzi Paneuropa Radweg. Jest to szlak po dawnej linii kolejowej pomiędzy Eslarn a Neustadt. Jest najdłuższym szlakiem po linii kolejowej w Bawarii z maksymalnym nachyleniem 1,5%. Ma długość ok. 50 km. Myślałem, że sobie spokojnie pojadę a tu było 32 km pod górę z małymi wyjątkami. Te 1,5% to prawie stałe nachylenie. Jakbym jechał od strony Eslarn to bym miał tylko 18 km pod górę.

Nachylenie nie jest duże, ale mocno odczuwalne. Dopiero później mam z górki. Na sam koniec tego szlaku znowu jest kilkukilometrowy podjazd. Trasa jet jednak bardzo ładna. Mija się malowniczo położone miejscowości takie jak: Friedrichsburg z zamkiem, Floß, Pleystein z klasztorem. Często są ławeczki z obowiązkowymi kawałkami toru kolejowego obok. Miejscowości są opisane na specjalnych tablicach. O g. 19.00 temperatura spadła do 16 °C. Noce w ogóle potrafią być zimne, dlatego lepiej się na to przygotować. Po drodze nie było kempingu. Byłe jeszcze w Neustadt na początku tego szlaku. Nie ma za to na końcu w Eslarn, chociaż są w hotelach czy pensjonatach. To jadę dalej.

Paneuropa RadwegO g. 20.20 przekraczam granicę z Czechami w Železnej. Niedawno pomyślałem sobie o tym, że w Niemczech nie pobiegł za mną żaden pies. Więcej, widać że właściciele czworonogów bardzo się starali i nie zostawiali sprawy przypadkowi. Psy po prostu były szkolone. Kiedy jednak wjechałem do Czech to już z pierwszego domu, nie liczę domu publicznego, wybiegł i kawałek za mną pobiegł. Później się to już nigdzie nie zdarzyło. Namiot rozbijam w lesie.



Dzień dziewiętnasty

Železná - Bělá nad Radbuzou - Racov - Stříbro - Plzeň (19.07.2011)

(t= 7,50 h śr.= 12,7 km/h dyst.= 100 km)

Okolice ŻeleznyNoc była spokojna choć mokra. Dzień zaczynam od 2 kilometrowego podjazdu. Przemieszczam się po terenie rezerwatu przyrody. Gdyby nie znaku szlaku nr 37 bardzo łatwo byłoby się zgubić w gąszczu leśnych duktów. Nawierzchnia jest bardzo ślizga. Muszę bardzo uważać, szczególnie na wystające korzenie. Jazda w lesie sprawia, że jest bardzo zimno. O g. 10.00 jest 14 °C. Są zjazdy, ale też trzeba się ostro wspinać. W prześwitach w lesie są piękne widoki na rozległą dolinę. Po drodze mijam kilka ciekawych miejsc. Przejeżdżam przez most z XVIII w. w Bělá nad Radbuzou.

Choć nieco na uboczu, klasztor i kostel Nanebevzetí P. Marie (kościół Wniebowzięcia NMP) w Kladrubach przyciągają sporo zwiedzających. Klasztor benedyktynów został założony na początku XII w. (mówi się o roku 1115) przez księcia Władysława I, który osadził w nim mnichów z bawarskiego Zwiefalten. Klasztor to też dzieło przebudowy – Kiliana Ignaca Dientzenhofera. Kościół jest nieco młodszy, ale znacznie ciekawszy. Pochodzi z czasów późnoromańskich (przełom XII i XIII w.), przebudowany w późnym gotyku, a w latach 1712–1716 przez Jana Błażeja Santiniego, który w nietypowy sposób, łącząc gotyk z barokiem, stworzył własny, ekscentryczny styl. Świątynię uważa się za szczytowe osiągnięcie genialnego architekta. Niezwykłe wrażenie sprawia już sama nawa – mierząca 82 m długości, nie ma sobie równych w całych Czechach.

Stříbro Paneuropa RadwegNa zewnątrz uwagę przyciąga niesamowita kopuła na skrzyżowaniu nawy głównej z poprzeczną, kształtem przypominająca hełmy pierwszych płetwonurków i pasująca bardziej do budowli bizantyńskich niż gotyckich. Jeśli ktoś chce popatrzeć na budowlę z oddali i przyjrzeć się okolicy, może przespacerować się liczącą 11 przystanków żółtą ścieżką dydaktyczną Kladruby o długości 5,5 km, zaczynającą się przy klasztorze. Perełką okazała się miejscowość Stříbro. Historyczne Stříbro, pierwsze wzmianki w 1183 r., szczyci się pięknym ratuszem. Siedzibę władz miejskich, powstałą w latach 1543–1589, zdobi bogate renesansowe sgraffito z lat 1823–1888, zaprojektowane przez V. Schwerdtnera z Pilzna.

W miejscowości można również odwiedzić Městské muzeum (muzeum miejskie) z ekspozycją prezentującą dzieje wydobycia srebra w okolicy, a także ze zbiorami archeologicznymi i etnograficznymi oraz kolekcją minerałów. Muzeum mieści się w dawnym minoritskim klášterze. Żeby wjechać na rynek trzeba się trochę powspinać. Najtrudniej na szlaku robi się po przejechaniu Stříbro. Jedzie się wzdłuż, tak naprawdę, niewidocznej rzeki Mže. Z jazdy na rowerze zrobił się sport ekstremalny. Leśne ścieżki wysypane luźnymi kamieniami z zakrętami 90 stopniowymi. Po prostu nie można tu podjechać. Nawet trudno jest pchać rower. Ten odcinek jest przesadzony, a nic nie wnosi. Trochę się tu podenerwowałem.

Klasztor benedyktynów w KladrubachW końcu jednak udaje mi się pokonać ten odcinek drogi. W międzyczasie zrobiło się upalnie. Temperatura wynosi około 30 °C. Po drodze widziałem kilka drogowskazów informujących o kempingach, ale chyba uda mi się dojechać do Pilzna. Tam też ma być kemping. W mieście jestem o g. 20.00. Teraz jest już znowu zimno i mokro. Na mapie umieszczonej przy wjeździe do miasta widzę zaznaczony kemping Robię zdjęcie i później na tej podstawie szukam dojazdu. Czyniłem tak już niejeden raz. Przejazd przez miasto zajmuje ponad godzinę. Niestety na drodze dojazdowej przed samym kempingiem remontują most. Nie wiem jak tam teraz dojechać. Dzięki pomocy miejscowych udaje mi się to okrężną drogą i jestem na miejscu. Kemping kosztuje 150 koron tj. ok. 180 zł. Kemping nie posiada pryszniców i ciepłej wody. W takie zimno to wielkie rozczarowanie. Cały myję się przy zlewie i bardzo zmęczony idę spać.



Dzień dwudziesty

Plzeň - Ejpovice - Rokycany - Dobřív - Komárov (20.07.2011)

(t= 5,33 śr.= 11,8 dyst.= 66 km)

Maska w parku w PilzniePo wczorajszym bardzo męczącym dniu postanowiłem pospać trochę dłużej. Poza tym mam do przejechania nie tak dużo kilometrów. Wyruszam o g. 9.30. Wjeżdżam na szlak nr 3, który ma mnie poprowadzić aż do przedmieść Pragi. Wyjeżdżając z kempingu trzeba skręcić w prawo, a nie do centrum. Na wiadukcie nad autostradą trafia się właśnie na ten szlak. Prowadzi bardzo spokojnymi drogami i ścieżkami w parkach i wzdłuż Wełtawy. Mijam centrum sportu ufundowane przez firmę Škoda. Wczoraj trochę namęczyłem się jadąc główną drogą do kempingu. Jadąc szlakiem dojeżdża się około 200 m od Starego Rynku. W centrum Pilzna w Big Burgerze kupuję sobie kanapki na drogę i zamawiam obiad.

Pilzno (Plzeň) jest stolicą Czech Zachodnich. Na Starym Mieście warto zwrócić uwagę na parę ciekawych budowli, np. kościół św. Bartłomieja stojący samotnie na náměstí Republiky. Największej architektonicznej atrakcji Pilzna szukać należy tuż na zachód od starówki – przepiękna synagoga z charakterystycznymi czerwonymi kopułami to trzecia co do wielkości żydowska świątynia na świecie. Początki miasta datuje się na 1295 r., choć najstarsze ślady osiedli ludzkich pochodzą z ok. 5000 lat p.n.e. Świadczą o tym archeologiczne pozostałości na okolicznych wzgórzach (fragmenty grodzisk i cmentarzysk). Pod koniec XIII w. Przemysł Wacław II założył osadę, która dzięki korzystnemu położeniu była oczkiem w głowie władz i szybko rozwinęła się w spory ośrodek handlowy.

Browar Polzno Paneuropa RadwegNa przełomie XVI i XVII w. król Rudolf II prawie przez rok mieszkał tu z całym dworem, a miasto pełniło funkcję stolicy kraju. Dobre czasy trwały (z małymi przerwami) aż do XVII w. Podczas wojen husyckich (pierwsza połowa XV w.) miasto zdecydowanie opowiedziało się po stronie katolików, co jednak zbytnio mu nie zaszkodziło. Dotkliwy cios przyniosła dopiero wojna trzydziestoletnia w pierwszej połowie XVII w. i szerzące się jednocześnie zarazy. Na szczęście już pod koniec stulecia, dzięki licznym przybyszom, miasto znów ożyło, rozwijając się w prężny ośrodek produkcji wyrobów żelaznych i tekstylnych. Gwałtowny wzrost znaczenia Pilzna nastąpił podczas rewolucji przemysłowej w XIX w.

Główną postacią tych czasów był czeski fabrykant Emil Škoda, który został właścicielem huty żelaza. Po 1890 r. została ona przekształcona w zakład zbrojeniowy, a później – w fabrykę produkującą maszyny i urządzenia dla elektrowni jądrowych. Obecnie z linii montażowych schodzą samochody, popularne nie tylko w Czechach (od kilku lat pierwsze miejsce pod względem sprzedaży w Polsce). W 1945 r. miasto zostało oswobodzone przez armię amerykańską, co konsekwentnie usiłowały zataić czechosłowackie władze za czasów demokracji ludowej. Dopiero w 1990 r. uroczyście odsłonięto pomnik poświęcony właściwym wyzwolicielom. Dalej szlak prowadzi koło browaru.

Okolice EjpowicMiasto właśnie słynie przede wszystkim z browaru Prazdroj, w którym warzy się piwo znane pod handlową nazwą pilsner urquell (po czesku prazdroj to „praźródło”), uważane przez wielu znawców za najlepsze na świecie. Niektórzy goście przyjeżdżają do Pilzna tylko po to, by zwiedzić browar i wziąć udział w degustacji piwa. Piwa nie skosztowałem, ale zwiedziłem teren browaru. Jeszcze długo czuć charakterystyczny zapach warzonego piwa. Jadąc dalej trzeba koniecznie trzymać się szlaku, ponieważ łatwo zjechać na autostradę i utknąć w jakiejś miejscowości. Pogoda dzisiejsza wygląda mniej więcej tak: deszczyk, deszcz, leje i tak na przemian. Niektóre fragmenty trasy są bardzo ładne. Mi przypadł do gustu fragment z Dobřív i dalej przez Brdy.

Za Rokicany Paneuropa RadwegKiedy chwyciła mnie kolejna ulewa, to schowałem się pod jednym z wielu daszków z ławkami. Nie wiem kiedy i zasnąłem. Spałem 15 minut. Wychodzi zmęczenie. Pada długo więc nie ma co czekać. Trzeba dojechać do jakiegoś miejsca gdzie znajdę nocleg. Temperatura spadła do 15 °C. O g. 18.30 dojeżdżam do miejscowości Komárov. Nocleg znajduję w pensjonacie za 300 koron (ok. 36 zł). Jest prysznic i ciepła woda, czysto i wszystko jest zadbane. W kuchni przygotowuję sobie herbatę. Później przez dłuższy czas rozmawiam z czeską sprzątaczką. Okazuje się, że w tej okolicy miał być radar do amerykańskiego systemu antyrakietowego. Miejscowi jednak go nie chcieli i pisali listy protestacyjne. Ostatecznie i tak z tego nic nie wyszło. Zachęcała mnie do odwiedzenia pięknej okolicy na rowerze. Trasy po górach są pokryte asfaltem. Dawniej dygnitarze komunistyczni przyjeżdżali tu wypoczywać.



Dzień dwudziesty pierwszy

Komárov - Hořovice - Svinaře - Radotín - Praha (21.07.2011)

(t= 4,32 śr.= 14,6 dyst.= 66 km)

Wzgórze we mgleRano nade mną wiszą ciężkie chmury. Jednak na szczęście nie pada. Widać za to po spiętrzonych rzeczkach i spływającej po drodze wodzie efekty wczorajszych deszczów. Do Pragi pozostało ok. 70 km. Myślę, że to jest rozsądny podział odcinka z Pilzna do Pragi. W miejscowości Hořovice oglądam barokowy zamek. Jest jeszcze kilka innych większych miejscowości, więc z zakupami nie ma problemu. Początkowe Komárov jest już dosyć duże. Szlak biegnie po drogach asfaltowych przeważnie w dół. Po południu zaczyna padać.

Jadę wzdłuż Wełtawy, a w okolicach Svinaře trochę po wale przeciwpowodziowym. Jest ciekawie. Duże wrażenie robi na mnie przeprawa przez okratowany most kolejowy nad wzburzoną rzeką i przejeżdżającym obok pociągu. Cały czas pada. Wjazd od Pragi uczciłem gorącą czekoladą i kawałkiem ciastka w kawiarni. Jest godzina piętnasta. Mam jeszcze trochę do centrum. Szlak sprytnie prowadzi bocznymi drogami, chociaż nie zawsze najlepszej jakości.

Wyszehrad Paneuropa RadwegOd Radotina czyli dzielnicy Pragi, trzeba jechać już innym szlakiem - A1. Ponieważ dalej pada więc szukam innego noclegu niż kemping. Przy samym szlaku obok dworca Smichow mijam hostel Akát. Można tutaj coś znajdę. Pokój wieloosobowy kosztuje 350 koron (ok. 42 zł) i są wolne miejsca. Nie ma co wybrzydzać. Za towarzysza mam Francuza i Nepalczyka. Pochodziłem jeszcze 2 godziny po Pradze i zmęczony wróciłem do hostelu. Przejechałem więc już cały szlak. Przemierzyłem 1734 km. Zajęło mi to 18 dni.





Mapa Pragi

Dzień dwudziesty drugi

Zwiedzanie Pragi (22.07.2011)

(dyst.= 36 km)

Park w PradzeW ramach ceny noclegu jest także śniadanie i to ile kto chce czyli szwedzki stół. Zjadłem naleśnika, dwie kanapki z jogurtem i dżemem, miskę mleka z płatkami i jeszcze dwa jajka sadzone. Myślałem, że przesadziłem a czułem się tylko po prostu najedzony. Przy takim wysiłku wszystko trawi się w locie. Czas na zwiedzanie Pragi na rowerze. Skierowałem się na południe, a więc tam skąd przyjechałem, ale teraz jadę drugim brzegiem Wełtawy. Odwiedzam Wyszehrad i park linowy. Później wracam o zwiedzam Hradczany i dzielnicę Mala Strana. Wszedłem również na most Karola.

Wyszehrad Paneuropa RadwegKiedy byłem kilka lat temu w Pradze, to wstęp na słynną Złotą Uliczkę był darmowy. Teraz ogrodzona wygląda jak w klatce i jeszcze trzeba zapłacić za wstęp. Przejechałem również do końca szlak Paneuropa Radweg. Kończy się na wyspie Kampa tuż pod Mostem Karola. Jak ktoś zaczyna tutaj trasę, to musi kierować się znakami szlaku A1. Trzeba jechać uważnie i nie zważać na znaki zakazu. Jeżeli jest rower na znaku, to oznacza, że można jechać dalej. Szlak szybko wyprowadzi z centrum w kierunku dworca Smíchov i dalej ponad 1600 km. Na wieczór w pokoju pojawia się Japończyk, który na motocyklu przejechał całą Syberię.



Dzień dwudziesty trzeci

Praha - Klecany - Mělník - Liběchov - Dubá - Česká Lípa (23.07.2011)

(t= 6,34 śr.= 15,3 dyst.= 101 km)

Most Karola Paneuropa RadwegPo obfitym śniadaniu wyruszam o g. 8.45. Jadę szlakiem do mostu Karola. Ten o g. 9.00 jest zadziwiająco pusty. Do przejechania miałem 3,5 km. Później kieruję się na północ wzdłuż Wełtawy. Kiedy drogi się rozdzielają pytam się miejscowego rowerzysty o drogę. Ofiarowuje mi swoją pomoc. Prowadzi mnie ścieżką rowerową i szlakiem A2, którą wczoraj jechałem tyle, że w drugą stronę. Jeżeli ktoś chce jechać w stronę Polski, to trzeba się kierować w stronę ZOO. Mija się je po prawej stronie. Dalej szlak prowadzi do Klecanek, do przystani w wielkim napisem Klecany. Trzeba wtedy skręcić w prawo na drogę asfaltową na Klecany i dalej już według mapy na Mělník. Na szlak A2 w Pradze wjeżdża się obok mostu Karola. Dojechać zaś można aż do Drezna.

Jest płasko. Pogoda dosyć ładna. Słońce co jakiś czas chowa się za chmurami. Temperatura ok. 25 °C. Jedzie się szybko. W pewnym momencie widzę znak zakazu ruchu dla traktorów. Zwątpiłem czy mogę jechać dalej. Tak jest tylko wówczas, gdy jest wyraźny znak zakazu dla rowerów. Skręcam do miejscowości Mělník słynącego z wina. Już z daleka na stromej skarpie widać starówkę i rozciągające się na zboczu winnice. Poniżej Wełtawa wpada do Łaby, a dalej rozpościera się Nizina Połabska, urozmaicona jedynie przez samotną górę Říp. Początki dziejów miasta związane są z księżną Ludmiłą, która osadę wniosła jako wiano, wychodząc za mąż za Borzywoja z rodu Przemyślidów.

Dziś nazwę „Ludmiła” nosi miejscowe wino. Mielnik wzbogacił się na uprawie winorośli, sprowadzonej z Burgundii przez Karola IV. W 1885 r. została tu otwarta pierwsza winiarska i ogrodnicza szkoła w Czechach. Pierwsze święto winobrania odbyło się w 1911 r., a od 1933 r. organizowane jest corocznie (w ostatnich dniach września).

Hradczany i Wełtawa Paneuropa RadwegPod koniec II wojny światowej miasto zostało wyzwolone przez II Armię WP, dowodzoną przez gen. Świerczewskiego (niechlubna postać). Centrum starówki stanowi náměstí Míru – nieregularny plac z ładnymi podcieniami i ratuszem, zwieńczonym wieżyczką. Z náměstí Míru ulica Palackého doprowadza po krótkim marszu w okolice efektownej wieży z przejściem w kształcie łuku na dole. To Pražská brána, wchodząca w skład średniowiecznych murów miejskich i broniąca Mielnika od południa. Obecną formę wieża zachowała od około 1500 r. Mieści się tu galeria z wystawami czasowymi i kawiarnio-herbaciarnia z wewnętrzną windą wykorzystywaną do transportowania drinków na poszczególne piętra. Można tu wejść, nawet jeśli nie planuje się korzystać z usług lokalu.

Do największych atrakcji miasta prowadzi z rynku ul. Svatováclavská, która kończy się przy wysokiej skarpie opadającej ku połączeniu Łaby z Wełtawą. Rozciąga się stąd rozległy widok na równinę, urozmaiconą widokowo górą Říp, która wygląda jak miska odwrócona do góry dnem. Krawędź zbocza zabezpieczona jest przez barierkę, wzdłuż której ciągnie się promenada spacerowa z ławeczkami. Tuż przed skarpą po jednej stronie stoi XV-wieczny kościół świętych Piotra i Pawła z wysoką na 60 m wieżą, a po drugiej stronie wznosi się zamek.

Wełtawa w Melniku Paneuropa RadwegRomańską świątynię zbudowano już w XI stuleciu; zachował się z tego okresu fragment wieży. Pod prezbiterium kościoła mieszane odczucia budzi kostnica i umieszczona w niej kontrowersyjna kompozycja z kości 10–15 tysięcy ludzi – ofiar epidemii z XVI w., które nie zmieściły się na cmentarzu. Nietypowa konstrukcja pochodzi z początku I wojny światowej, a jej autorem jest profesor J. Matiegka, uważany za ojca czeskiej antropologii. Zamek to renesansowa – na romańskich i gotyckich podstawach – niczym niewyróżniająca się z zewnątrz rezydencja Lobkowiczów, którzy w ostatnich latach odzyskali swą własność.

Skręcam na Dubice. Według aktualnej czeskiej mapy powinien być tu kemping. Ale nic z tego. Kiedyś był, ale teraz wszystko jest w remoncie. Mogę rozbić się na brzegu jeziora koło wędkarzy. Wolę jednak pojechać dalej w stronę centrum miasta Česká Lípa. Nocleg znajduję w hotelu Merkur. Doba kosztuje 580 koron (ok. 70 zł). Dojechałem o g. 19.30.



Znak szlaku Odra - Nysa

Dzień dwudziesty czwarty

Česká Lípa - Nový Bor - Jiřetín pod Jedlovou - Varnsdorf - Żytawa (Zittau) - St. Marienthal - Görlitz - Zgorzelec (24.07.2011)

(t= 6,21 śr.= 14,6 dyst.= 93 km)

Czeska LipaHotel opuszczam o g. 8.30. Objeżdżam miejscowość. Česká Lípa to miasto o długiej historii, którego centrum zostało uznane za miejską strefę zabytków. Przez miasto płynie rzeka Ploučnica, między meandrami której w XIII w. został założony zamek wodny Lipy. Wtedy szybko rozwijająca się słowiańska osada w podgrodziu zamku wodnego Lipy zaczęła zamieniać się w miasto. Okazało się rzeczywiście ciekawe. Chociaż poza starym miastem widać niestety wyraźny wpływ komunizmu na architekturę.

Jedzie się dobrze, ale nie jest już tak płasko. Góry zaczynają się od miejscowości Nový Bor (Lužické hory) i ciągną się do Horní Světlá. Podjeżdża się z wysokości 350 na 600 m npm. Za to są niezłe widoki. Dalej mija mnie wielu motocyklistów. Mijam granicę Czech i jestem w Niemczech. Pierwsza miejscowość Varsndorf sprawia wrażenie bardzo biednego. Großschönau sprawia podobne wrażenie. Jednak w połowie miejscowości wszystko się zmienia. To są chyba jakieś uwarunkowania historyczne. Na przystanku autobusowym jem obiad składający się z sałatki ziemniaczanej (bramborowej) zakupionej jeszcze w Czechach. Bardzo podoba się im ta trasa.

Česká Lípa Paneuropa RadwegPrzy zjeździe do Żytawy (Zittau) bije mój rekord prędkości zjazdu - 65 km/h. Droga w tym miejscu była bez zakrętów i asfalt dobrej jakości. Ale za to jakie były podmuchy wiatru. Założycielem Żytawy (Zittau) był czeski monarcha Przemysł Ottokar II, który nadał mu nazwę pochodzącą od słowa "żyto". Miasto, leżące na ważnym szlaku handlowym dość szybko się rozwijało, a w 1346 stało się członkiem Związku Sześciu Miast Łużyckich. Od tego czasu zaczęło się rozwijać tutaj sukiennictwo i tkactwo, a także inne zawody. Podwojono mury obronne i zbudowano cztery bramy wjazdowe, co świadczyło o randze miasta.

Ziemia żytawska była częścią Królestwa Czeskiego aż do roku 1635, gdy została przyznana Saksonii, podczas gdy pobliska ziemia zgorzelecka w 1815 r. znalazła się w granicach Prus. Po roku 1945 prowadzono negocjacje w sprawie przyłączenia tych terenów do Czechosłowacji. W samej Żytawie do narodowości czeskiej przyznawało się wówczas ponad 4000 mieszkańców, a nawet utworzono tam Czeską Radę Narodową i czeską szkołę. W Żytawie miała miejsce uroczystość przyjęcia Polski i Czech do Unii Europejskiej, w której uczestniczyli premierzy Polski, Czech i Niemiec. Zastanawiam gdzie jechać dalej. czy kierować się od razu do Polski? Stwierdziłem jednak, że będę trzymał się jak najdłużej strony niemieckiej. W końcu jest to wyprawa zagraniczna.

klasztor St. MarienthalDzięki tej decyzji trafiam na Szlak Odry i Nysy Łużyckiej. Na trasie widać efekty powodzi. W kilku miejscach szlak był zamknięty. Mijam ciekawy klasztor St. Marienthal, który jest najstarszym zakonem kobiecym zakonu cystersów w Niemczech, czynnym nieprzerwanie od założenia w roku 1234 i ma nawet swoją polską wersję strony internetowej: http://www.kloster-marienthal.de/Witamy/witamy.html. Przed Görlitz spotykam polskie małżeństwo mieszkające w Niemczech. W trakcie rozmowy mąż wyraził chęć udania się na taka wyprawę. To jest jego marzeniem. Ruszam dalej. Z mapy dowiaduję się, że w Zgorzelcu jest kemping. Tam się kieruję. W Niemczech żadnego nie widziałem. Nie jest tam łatwo trafić, ale w końcu się udaje. Jest g. 18.30. Rozbicie namiotu kosztuje 15 zł, zaś domek 33 zł. Wybrałem domek. Pogoda jest jakaś niepewna. Kemping ma ciepła wodę. i prysznic, ale nie jest pierwszej młodości.



Dzień dwudziesty piąty

Zgorzelec - Görlitz - Zentendorf - Rothenburg - Podrosche - Przewóz - Iłowa - Żagań - Stypułów (25.07.2011)

(t= 7,31 śr.= 16,3 dyst.= 123 km)

GörlitzStartuję o g. 8.30. Trochę kręcę się po Zgorzelcu. Robie również zakupy na cały dzień. Nie mam już euro. Ponieważ jest to wyprawa zagraniczna więc chcę być jak najdłużej po stronie niemieckiej. Tym bardziej, że jest okazja pojechać po Szlaku Odry i Nysy. W wielu miejscach widać ślady po powodzi. Mijane miasteczka są zadbane. Przejeżdżam również koło kilku gospód dla rowerzystów. Nie zatrzymuję się tam ponieważ, jak już pisałem, nie mam euro. Mijam sporo rowerzystów z sakwami. Nieraz są to całe rodziny. Wśród nich są także Polacy.

Trasa zasadniczo jest płaska. Jest kilka krótkich, choć o sporym nachyleniu wzniesień. W miejscowości Zentendorf zbaczam na chwilę z drogi. Dzięki temu mogłem zobaczyć ciekawy most kolejowy i miejscowe dzieło sztuki w postaci pnia drzewa zakutego w metal. Również w Zentendorf, tuż obok szlaku, mijam ciekawy Park rekreacyjny Kulturinsel Einsiedel dla dzieci stworzony przez Firmę KÜNSTLERISCHE HOLZGESTALTUNG BERGMANN w 1990 roku. Przejeżdżam przez Nieder Neundorf i Rothenburg.

Wysoki poziom BobruCiekawym polskim urządzeniem hydrologicznym jest Elektrownia Sobolice, najdalej na południe położona siłownia na Nysie Łużyckiej. Wybudowana w 1922 roku od początku istnienia miała wyjątkowego pecha do powodzi. Ale czy tylko pecha ? Specjaliści twierdzą, że miejsce pod budowę obiektu z pewnością nie zostało wskazane przez hydrotechników lub hydrologów. Powódź z 1981 roku zadecydowała o modernizacji obiektu. W trakcie przebudowy, w 1983 roku „rozgrzebaną” elektrownię znów zalało. Ostatecznie, po wielu trudach elektrownia Sobolice ruszyła na nowo w 1993 roku. Dziś to nowoczesna elektrownia wyposażona w solidny jaz. Po przejechaniu 2010 km już na dobre przekraczam granicę w Przewozie. Po raz pierwszy przekraczam 2000 km na jednej wyprawie.

Do Poznania zostało mi 180 km. Kiedy odpoczywałem na przystanku podjechał do mnie rowerzysta z Zielonej Góry. Kiedy mnie zobaczył z sakwami chciał chwilę pogadać. Dzisiaj zamierza pokonać 80 km, a jest g. 15.00. Niedawno wyruszył. Rozmawialiśmy o wyprawach i o sprzęcie. Przypomniała mi się pewna sytuacja jeszcze w Niemczech. Kiedy tylko stanąłem i zacząłem oglądać rower, to od razu zatrzymał się przy mnie niemiecki rowerzysta i pytał się czy mi nie pomóc. Wskazując na rower pytał się: kaput? Z kolei przed Żaganiem zatrzymał się przy mnie strażak rowerzysta. Miał jechać na wyprawę na Czechy, ale ogłoszono akcję powódź i nie pojechał. Wytłumaczył mi jak dojechać do rynku w Żaganiu, bo wszystko wokoło jest rozkopane ze względu na prace drogowe.

Mały RajWjeżdżając do Żagania mogłem zobaczyć jak wysoki jest poziom wody w rzece Bóbr. Było zalane nadbrzeże i częściowo plac zabaw dla dzieci. Do Żagania dojechałem o g. 17.00. Szukam jakiegoś noclegu, ale nic z tego. Schronisko nie jest schroniskiem. Miejsca w hotelu za 45 zł są już zajęte. Zostają tylko takie za 100 zł. To trochę za dużo. Po godzinie kręcenia się i poszukiwania noclegu wolę jechać dalej. A że nie bardzo czuję przejechane kilometry, więc ostro kręcę pedałami. Kiedy zostało mi niewiele kilometrów do Kożuchowa w Stypułowie zobaczyłem drogowskaz do kempingu o nazwie Mały Raj. Ciekawie brzmi. Prowadzi go Holender ze swoją żoną z Polski. Kemping jest bardzo estetyczny i posiada zarówno prysznic jak i ciepłą wodę. Na polu jest tylko jeden Niemiec z kamperem. Przejechałem 123 km i teraz jestem już zmęczony. Ale jeszcze odprawiam Mszę św. ze święta św. Jakuba i po toalecie czas na spoczynek.



Dzień dwudziesty szósty

Stypułów - Kożuchów - Nowa Sól - Rakoniewice - Drzymałowo (26.07.2011)

(t= 5,14 śr.= 16,2 dyst.= 85 km)

Odra w Nowej SoliRano wyszło zmęczenie dniem wczorajszym i dlatego wyruszam trochę później. Do tego jeszcze padało, choć prawie nie było widać chmur. Później wychodzi słońce. W Kożuchowie robię zakupy. Byłem już tutaj w zeszłym roku. Centrum jest całe rozkopane. Za to spotykam rowerzystę, który wybiera się w podróż dookoła Polski. Przejechał już w jeden dzień 250 km. Jego kolega nawet 300 km. Jechał mianowicie z Kołobrzegu do Kożuchowa w jeden dzień. No nieźle. To jest ponad moje możliwości.

Opuszczam Kożuchów. Nawierzchnia drogi nie jest najlepsza. Dojeżdżam do Nowej Soli. Chciałem jechać dalej, ale kiedy zobaczyłem Odrę to zmieniłem zdanie. To jest przecież wielka atrakcja. Oglądam również aleje gwiazd z odciskami dłoni Maryli Rodowicz, wokalisty Perfectu Grzegorza Markowskiego, Krzysztofa Kiljańskiego innymi. Jadę fragmentem Szlaku Odry. Są tu także inne szlaki. Może warto tu kiedyś przyjechać? W Lubięcinie zatrzymuję się przy XVII wiecznym kościele konstrukcji szachulcowej. Na przełomie XVII i XIX w. wybudowano w Lubięcinie 4 młyny wietrzne - obecnie zachowały się 3 obiekty, najstarszy pochodzi z 1817 r. No to moc atrakcji.

UprawaZ kolei Gościeszyn, dawna posiadłość szlachecka, zaoferował monumentalne założenie pałacowo-parkowe z okazałym, neogotyckim pałacem Kurnatowskich z lat 1904-11. W Rakoniewicach oglądam domy podcieniowe. Zaraz przypomina mi się zimowa wyprawa po Żuławach Szlakiem Mennonitów. Jadę drogą krajową. Nie jest zbyt bezpiecznie ze względu na brak pobocza. Będę musiał trochę nadrobić jadąc bocznymi drogami. Na nocleg zatrzymuję się w gościńcu U Michała w Drzymałowie. Noc kosztuje 60 zł. Ze śniadaniem 70 zł. Mam łoże małżeńskie, własną łazienkę z prysznicem i TV. Dojechałem tu o g. 18.30. Okazało się, że nazwa gościńca pochodzi do Michała Drzymały. Tutaj znajduje się jego słynny wóz.

Na początku XX wieku Michał Drzymała stał się sławny w Polsce (a także w Europie) z powodu ciągnącego się przez blisko 4 lata sporu z władzami pruskimi dotyczącego możliwości zbudowania domu na zakupionej od niemieckiego kupca działce we wsi Podgradowice (dzisiejsze Drzymałowo). Pruskie prawo zabraniało stawiać budowle jeżeli było to niekorzystnie dla zaborcy, stąd nie otrzymał zgody. W tej sytuacji kupił on wóz cyrkowy, w którym zamieszkał. Władze pruskie chciały ten wóz usunąć, argumentując, iż stojący w jednym miejscu przez ponad 24 godziny wóz jest domem.

W tej sytuacji Drzymała systematycznie, codziennie przesuwał ów wóz na niewielką odległość, co dało mu argument, iż jako pojazd ruchomy nie podlegał przepisom prawa budowlanego. Przez kilka lat trwała sądowo-administracyjna walka w której stosowano kruczki prawne; władze pruskie zaczęły nękać Drzymałę za drobne uchybienia i w końcu udało im się usunąć wóz. Wówczas Drzymała zamieszkał w lepiance, którą wkrótce po tym zburzono. W tej sytuacji Drzymała był zmuszony sprzedać działkę.

Pałac w GościeszynieDrzymała ostatecznie kupił dom w zaborze austriackim. Grób Michała Drzymały znajduje się na cmentarzu w Miasteczku Krajeńskim. W uznaniu zasług Drzymały, wkrótce po jego śmierci (1937), w 1939 r. jego rodzinną wieś przemianowano na Drzymałowo. Cyrkowy wóz Drzymały urósł do rangi symbolu walki o polskość. W rzeczywistości wozy Drzymały były dwa. Pierwszy został zakupiony przez samego Drzymałę, kolejny, lepszej jakości, zakupiony został z datków społecznych uzyskanych ze zbiórki pieniędzy jaką przeprowadzono po nagłośnieniu całej sprawy. W 1910 roku z okazji 500-lecia bitwy pod Grunwaldem, wóz Drzymały (ten drugi, zakupiony z datków) został wystawiony w krakowskim barbakanie.



Dzień dwudziesty siódmy

Drzymałowo - Szczepowice - Kamieniec - Puszczykowo - Poznań (27.07.2011)

(t= 4,55 śr.= 14,9 dyst.= 74 km)

Krzyż przydrożnyRano trochę pada, więc czekam aż przestanie. Wyjeżdżam o g. 8.30. Drogą krajową nie chcę jechać, więc skręcam w Ruchocicach. Trafiam na 300 metrowy piaszczysty odcinek po którym nie jestem w stanie jechać. Pozostałe odcinki drogi są przejezdne. Dojeżdżam do Kamieńca z rzucającym się w oczy dużym kościołem z początku XX w. Dalej już są Szczepowice z pałacem. Historia Pałacu w Szczepowicach. Pierwsze wzmianki o wsi Szczepowice sięgają 1340 r., kiedy były wymienione łącznie z miejscowością Łagiewniki. W średniowieczu własność Opalińskich, Mosińskich, Bnińskich i Kościeleckich. W końcu XVI w. własność Zdorskich, a od 1596 własność Piotra Dziekczyńskiego.

W 1727 roku majątek przeszedł na własność Antoniego Skrzetuskiego, natomiast w 1879 roku właścicielem została rodzina Forstmanów, która dokonała rozbudowy i renowacji Pałacu ukończonego w 1909 roku. W 1945 roku, majątek został upaństwowiony i przeszedł we władanie Państwowych Gospodarstw Rolnych. W 1996 r. Pałac kupiła rodzina Piechockich i przeprowadziła kapitalny remont, który został ukończony w 2002 r. Oglądam z zewnątrz drewniany kościół w niewielkiej wsi Łódź pomiędzy jeziorem Witobelskim a Łódzko-Dymaczewskim w Wielkopolskim Parku Narodowym. Wzniesiony po poł. XVII w. Remontowany w 1784 r. W 1854 r. dobudowano kaplicę grobową rodziny Potockich, właścicieli pobliskiego Będlewa. W 1936 r. dostawiono zakrystię wg projektu architekta Lucjana Michałowskiego. Wielokrotnie restaurowany, m.in. w 1954 r. pierwotnie przykryty strzechą dach pokryto gontami.

Pałac w SzczepowicachDotarłem do Wielkopolskiego Parku Narodowego. Mogę pojeździć trochę ścieżkami leśnymi. Później już przez osiedle w Puszczykowie trafiam na ścieżkę rowerową w Łęczycy aż do samego Poznania. Kieruję się znakami Międzynarodowego Szlaku R9. Już w Poznaniu wybieram szlak niebieski. Chciałem trafić na jakiś szlak wzdłuż Warty i to był dobry wybór. Nos mnie nie zawiódł. To był Nadwarciański Szlak Rowerowy. Dzięki temu omijając cały ruch samochodowy mogłem dotrzeć do Jeziora Maltańskiego i dalej do centrum. Nazwa jeziora pochodzi od kawalerów maltańskich, czyli rycerzy z zakonu joannitów, którzy mieli tu swoją siedzibę, kościół i hospicjum.

Jezioro, na którym odbywa się wiele ważnych regat kajakarskich i wioślarskich, powstało w 1952 r. poprzez spiętrzenie wód rzeki Cybiny i ma powierzchnię 64,0 ha. Tor regatowy (jeden z najlepszych torów regatowych w Europie) ma 2190 m długości i 170-400 m szerokości. W zachodniej części jeziora znajduje się największa w Poznaniu fontanna ufundowana dla upamiętnienia 750. rocznicy założenia miasta. Dużą atrakcją przyrodniczą są odkryte na Malcie podziemne ciepłe źródła, które mają być wykorzystane w projektowanym tu aquaparku. Wzdłuż północnego brzegu jeziora przebiega trasa wąskotorowej Kolejki Parkowej Maltanka, której końcowa stacja - Zwierzyniec - usytuowana jest w pobliżu wejścia do Wielkopolskiego Parku Zoologicznego (Nowe Zoo).

Szlak NadwarciańskiNa południowym brzegu - na kopcu Wolności znajduje się sztuczny, całoroczny stok narciarski oraz letni tor saneczkowy. U stóp kopca czynne jest pole do nauki gry w golfa oraz tor do minigolfa. W pobliżu jest także kąpielisko. W tej pięknej scenerii latem odbywają się spektakle Międzynarodowego Festiwalu Teatralnego Malta. W okresie zimowym na zachodnim brzegu jeziora czynne jest lodowisko. W seminarium na Ostrowie Tumskim kończę jazdę. Jest g. 15.00. Samochodem wyruszam o g. 17.00. W Bydgoszczy jestem o g. 19.30. To była wspaniała, udana i do tego najdłuższa moja wyprawa. Do zobaczenia na szlaku.



Podsumowania

Opisane przez ks. Grzegorza Kortasa, od 1 do 27 lipca 2011 roku • 2245 km

Podsumowania

Jazda

  • Dni jazdy - 27
  • Dni bez jazdy - 0
  • Czas wyprawy: od 1 do 27 lipca 2011 roku
  • Wypadki - 0
  • Przejechanych kilometrów - 2245 km


ks. Grzegorz Kortas



Linki



statystyka

Ryba Maj 2008 © ks. Grzegorz Kortas